Obłok Obłok
577
BLOG

Porozmawiajmy o zasadach

Obłok Obłok UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Pani premier Szydło pojechała do Unii uwalić Tuska posiłkując się zasadami i guzik jej z tego wyszło. Stało się niedobrze i warto post factum zastanowić się co pani Szydło chciała reformować. Spróbujmy sobie zatem wyjaśnić zasady powoływania władz unijnych.

Przyjmijmy do tego pewne analogie ustrojowe między Unią a Państwem (np. polskim). Parlament Europejski jest jak nasz Sejm – jego deputowani (posłowie) są wybierani w powszechnych wyborach we wszystkich krajach Unii, a każdy kraj jest w tej procedurze czymś w rodzaju okręgu wyborczego, w dodatku wybiera według własnej ordynacji. Wszystko jasne, nie ma czego reformować.

W Unii odpowiednikiem naszego prezydenta jest Rada Europejska. Jej zbiorowa Osoba to 28 głów państw unijnych i nikt inny. Każda z tych głów państw jest wyłoniona według zasad każdego z państw członkowskich odrębnie (a nie według jakiejś sztancy unijnej) – może to być prezydent, premier lub kanclerz – jak to ma w swoim ustroju zapisane każde z państw.

Co do zasad wyboru członków Rady Europejskiej nie ma żadnych wątpliwości co do zasad prawa i obyczaju unijnego, bo te po prostu nie mają tu zastosowania

Przecież wyłącznie sprawą Polski jest tryb powołania pani Szydło na Prezesa Rady Ministrów – a to powołanie skutkuje jej udziałem w 28-osobowym organie prezydenta Unii. Mało tego – to do Polski należy ustalenie, który z jej organów wykonawczych - Prezes Rady Ministrów czy Prezydent – wejdzie w skład Rady Europejskiej. Nikt się nam tu do niczego nie miesza. Zasady polskiej reprezentacji w Radzie Europejskiej są naszymi zasadami – i już.

Pani Szydło kwestionuje natomiast – jako niejasne i płynne – zasady powoływania Przewodniczącego Rady Europejskiej. Proponuje, a raczej ustanawia dogmat, że kandydatów na to stanowisko mają zgłaszać formalnie kraje członkowskie Unii, jak to jest w przypadku kandydatur do Komisji Europejskiej, czyli czegoś w rodzaju unijnej Rady Ministrów.

Spójrzmy więc jak to jest z wyłanianiem tego unijnego rządu, a potem zastanowimy się nad różnicami między Radą Europejską a Komisją Europejską.

W sprawie wyłonienia unijnego rządu mamy istotnie niezły pasztet. Po pierwsze Komisja ma liczyć tylu członków ile jest państw unijnych i każdy ma pochodzić z innego państwa – niemniej jednak państwa członkowskie nie decydują bezpośrednio o powierzeniu stanowisk Komisarzy (ministrów) swoim przedstawicielom. Decydujący głos mają tu uzgodnienia na linii parlament – prezydent (Rada Europejska) i wyniki europejskich wyborów parlamentarnych.

W oparciu o wynik wyborów do europarlamentu Rada Europejska (która nie jest zależna od tych wyborów) powołuje - z grona osób zgłoszonych przez państwa członkowskie - kandydata na Przewodniczącego Komisji. Postanawia o tym większością kwalifikowaną. Zupełnie tak jak u nas, gdy po wyborach do sejmu Prezydent powołuje Prezesa Rady Ministrów, któremu powierza misję sformowania rządu – a sejm takiego kandydata akceptuje lub odrzuca – tyle że Prezydent nie musi sam w sobie szukać większości.

W Unii jest analogicznie. Europarlament może przyjąć wskazanego Przewodniczącego Komisji, lub odrzucić jego kandydaturę. Wtedy w ciągu miesiąca Rada (prezydent) musi wskazać kolejnego Przewodniczącego (premiera) – i tak aż do skutku, bowiem europarlament jest nierozwiązywalny.

Wszystko to odbywa się w złożonej procedurze, bowiem parlament jest mocno rozczłonkowany na różne Grupy Polityczne (odpowiedniki naszych klubów poselskich), a w dodatku kandydaci poszczególnych państw podlegają podwójnej weryfikacji – Rady i parlamentu.

Gdy już uda się wyłonić Przewodniczącego Komisji Europejskiej, ten przystępuje do tworzenia unijnego rządu. Musi rozwiązać łamigłówkę – każdy minister musi być z innego kraju, musi być wskazany przez swój kraj, a jednocześnie uzyskać poparcie parlamentu. Gra odbywa się w trójkącie między parlamentem, Przewodniczącym Komisji i Radą Europejską.

O poparciu parlamentu decydują wyłonione w nim Grupy Polityczne, które zawiązują rozmaite sojusze w sprawie konkretnych, pojedynczych kandydatur. W efekcie dochodzi do ustalenia składu Komisji Europejskiej na poziomie wstępnym, niejako kuluarowym. Dopiero po tym Rada Europejska desygnuje skład nowej Komisji Europejskiej. Po przegłosowaniu tego składu w parlamencie następuje akt ostateczny – Rada Europejska mianuje Komisję Europejską.

Istotną różnicą w porównaniu do powoływania rządu polskiego jest znaczący wpływ Rady Europejskiej (prezydenta) na skład rządu i krzyżowanie się wpływu państw członkowskich z układem politycznym europarlamentu (tym bardziej, że deputowani nie są tam zgrupowani państwowo a politycznie).

Prawdę mówiąc, my u siebie wiemy o wiele mniej jak jest kształtowany - w odniesieniu do poszczególnych osób - skład rządu, bo w istocie jest to tylko problem utworzenia większości parlamentarnej i słodka tajemnica polityków tej większości. (Nie wiem, czy pani Szydło wyjawi jakie zasady przyświecały np. temu, że MON miał objąć Gowin, a w końcu objął Macierewicz).

Powoływanie rządu unijnego jest na pewno bardziej transparentne niż rządu polskiego, ale mechanizm nieporównywalnie bardziej złożony. Oczywiście ktoś, kto nie ogarnia tego mechanizmu powie, że wybór władz unijnych jest nieczytelny – ale to problem pani Szydło, a nie mój.

Pozostaje tylko wyjaśnić pasztet z wyborem Przewodniczącego Rady Europejskiej. No cóż – nie jest to problem z wyborem władz Unii Europejskiej, albowiem przewodniczący tej Rady nie jest władzą unijną!

Organem władzy jest Rada, a jej przewodniczący jest tylko organem wewnętrznym, upoważnionym do jej reprezentowania i obsługi, ale bez przypisania do tej funkcji jakichkolwiek uprawnień decyzyjnych z zakresu kompetencji Rady.

Przenosząc na nasze warunki - jest to jakby szef kancelarii Prezydenta. Rzecz jasna, gdy unijny prezydent ma 28 głów, to te głowy muszą się porozumieć kogóż to i w jakim trybie zatrudnią sobie na szefa. Pani Szydło jest jedną z 28 głów unijnego prezydenta i obraziła się, że pozostałe 27 głów wybrało pragmatyczny tryb zatrudnienia Tuska – bo był pod ręką jako człowiek sprawdzony na tej funkcji.

W tym wszystkim jest ważne, że 28 głów, składających się na unijnego prezydenta, ma w sprawie zatrudnienia swego przewodniczącego zapisaną tylko jedną zasadę – o takiej pierdółce decyzja zapada większością kwalifikowaną, zarówno co do trybu jak i osoby.

To, że pani Szydło nagle i z głupia frant objawiła całemu światu jakąś nową zasadę, wcale nie znaczy, że przed tym objawieniem muszą klękać unijne narody i ich przywódcy (tylko dlatego, że jedna z głów – właśnie pani Szydło - się przy niej uparła).

Wypada na koniec stwierdzić, że pokłosiem apelu pani Szydło może być całkowita marginalizacja obecnych władz Polski w Unii także w dłuższej perspektywie (gdyby PiS się utrzymał na kolejną kadencję). Po prostu – w odpowiedzi na jej apel może pojawić się koncepcja uproszczenia złożonych zasad wyboru Komisji Europejskiej. Koncepcja polegająca na przeniesieniu całości wyboru Komisji do europarlamentu (może poza wyłonieniem jej Przewodniczącego przez Radę Europejską).

Obecna władza Polski ma słabiutkie przełożenie polityczne na Parlament Europejski i nic nie wskazuje, żeby ta sytuacja uległa zmianie – ECR, czyli grupa polityczna przez którą PiS działa w parlamencie jest słabiutka i nawet znaczące jej zwiększenie w kolejnej kadencji (marzenie ściętej głowy) nie skróci dystansu do Socjaldemokratów i Partii Ludowej.

Oczywiście na tę okoliczność Jacek Saryusz Wolski mógłby, z ramienia PiS-u, budować w europarlamencie szerszy front konserwatywno-reformatorski, wciągając tam prawicowych eurosceptyków. Mógłby, ale stoją temu na przeszkodzie pewne cechy osobiste cechy Saryusza. Nikt nie odbiera mu wielkiej biegłości poruszania się w arkanach unijnych, ale podeszły wiek i znaczna doza bezkompromisowości nie są zaletami w długodystansowych negocjacjach o stabilne porozumienie polityczne w ramach szerokiego wachlarza rozmaitych skrajnych ugrupowań.

Nie wiem co będzie, ale wiem, że PiS nie ma na unijnej arenie politycznej siły przebicia – nawet gdy szermuje Polską – bo tam wszyscy wiedzą doskonale, że cała Polska to nie PiS, a PiS to nie cała Polska. Może to więc pora, żeby PiS zaczął się przepraszać z Polską i z Unią, by w ramach istniejących zasad tworzyć nowe ramy rzeczywistości w kraju i w Unii, a nie bujać w Obłokach.


Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka