Obłok Obłok
1173
BLOG

"Klątwa" - oczyszczenie czy zamulenie?

Obłok Obłok Teatr Obserwuj temat Obserwuj notkę 32

Nie wiem ilu ludziom udało się przebrnąć przez tekst „Klątwy” Stanisława Wyspiańskiego – rzecz jest napisana XIX-wieczną gwarą podkarpacką, w dodatku stylizowaną to na język wzniosły, to przesadnie pospolity - a na to wszystko nałożona jest dość nieznośna metaforyka młodopolska.

Studenci polonistyki z reguły posiłkowali się opisem treści i opracowaniami interpretacyjnymi, a przez meandryczne ozdobniki językowe przedzierali się co najwyżej ci, którym przyszło pisać pracę magisterską o temacie związanym z dramaturgią Wyspiańskiego.

Autor określił „Klątwę” jako tragedię, dla kompozycji przyjął założenia antyczne, a akcję umieścił na podtarnowskiej wiosce. Utwór powstał na kanwie rzeczywistego konfliktu obyczajowego (czy też etycznego, może religijnego) między wiejskim proboszczem a jego trzódką.

Ksiądz trzymał na plebanii młodą gospodynię, z którą miał dwójkę dzieci. Owa niewiasta (panna?) dość bezceremonialnie egzekwowała tradycyjne powinności parafian wobec przykościelnego gospodarstwa, a sam proboszcz, jak gdyby nigdy nic, srogo, z imieniem Boga na ustach, nauczał o wynikających z religii obowiązkach moralnych, egzekwując za każde odstępstwo daninę na kościół.

Tyle o autentycznej kanwie konfliktu. Rzecz działa się jakieś 120 lat temu – Wyspiański napisał „Klątwę” niejako na gorąco i opublikował w roku 1899.

Spotkałem się gdzieś z klasyfikacją „Klątwy” jako dzieła literatury antyklerykalnej – co jest idiotyzmem wynikającym z powierzchownej interpretacji dramatu (a właściwie jego nieznajomości, opinią powziętą na podstawie samej kanwy).

Nadrobiłem zaległości z czasów studenckich. Na stronie internetowej Małopolskiej Biblioteki Cyfrowej są skany krakowsko-lwowskiego czasopisma „Życie”, w tym tych, w których tekst „Klątwy” ukazał się po raz pierwszy. To wspaniała przygoda czytelnicza, tym bardziej że percepcję tekstu ubarwia archaiczna ortografia. Przeczytałem „Klątwę” i stwierdzam, że właściwie nie zawiera żadnej uniwersalizacji konfliktu z Gręboszyc w kategoriach antyklerykalnych czy antykatolickich – chyba że się je na siłę wyprowadzi z kilku dialogów sytuacyjnych.

Kto chce, niech idzie moim śladem – ale w zasadzie wystarczy to, co o „Klątwie” pisze wikipedia w dość rzetelnym artykule - do znalezienia przez google hasłem > Klątwa (dramat) <  (był link, ale nie działał)

Istotne jest to, że rzeczywisty wiejski konflikt jest tylko pretekstem do rozważań o nieuchronnym fatum ciążącym nad jakąś zamkniętą społecznością, o winie i próbie odkupienia, wreszcie o oczyszczeniu – a wszystko to dzieje się na skrzyżowaniu mistyki ludowej z wysokimi abstrakcjami, w symbolice właściwej “wsi odwiecznej” - z tlącymi się reliktami pogaństwa, ze zwyczajowym etosem, wreszcie z bogiem i jego kapłanem. Z Bogiem, którego możemy pisać z dużej lub małej litery, bo w “Klątwie” bóg jest uosobieniem pierwotnie pojmowanego absolutu, albo Imieniem wymawianym przez kapłana gdzieś obok Ewangelii i jej nauk, choć wierni chcieliby Słowa.

Tragedia Wyspiańskiego nie sceniczną wersją reportażu z konfliktu w Gręboszycach, tylko przenosi jego duchowe, mistyczne i obyczajowe aspekty w przestrzeń literacką - ukształtowaną co do struktury i pojmowania pojęć jeszcze w starożytności.

Ten prymat artystycznego ujęcia rzeczywistości nad rzeczywistością faktów kanwy jest czymś normalnym nie tylko w tekstach pisanych dla teatru (stanowiących część teatru w najogólniejszym pojęciu) – ale w całej literaturze, poza literaturą faktu oczywiście. Teatr to nie gazeta czy serwis informacyjny. W warstwie literackiej dramat teatralny może kreować rzeczywistość całkiem własną, osobną od zdarzeń, które działy się rzeczywiście – choćby jakaś część faktów realnych została przeniesiona w przestrzeń dramatu. (Tak jest np. w dramacie nad dramatami – Hamlecie. Szekspir sięgnął do relacji Saxo Gramatyka z wczesnego średniowiecza o jakimś tam Amlethcie, przejął wątek i na jego kanwie stworzył zupełnie osobne dzieło, osadzone w całkiem innej perspektywie pojęć i wartości.)

Mamy zatem do czynienia z dwoma odrębnymi przestrzeniami – rzeczywistość literacka i świat zdarzeń realnych. Te przestrzenie mogą się miejscami przenikać czy nakładać, ale fakt przeniesiony do rzeczywistości literackiej jest już tylko elementem artystycznego zmyślenia.

Przez długi czas teatr w sensie miejsca i sztuki scenicznej podlegał prostej regule – był miejscem żywych, ruchomych ilustracji tekstów dramatycznych. Wraz z powstaniem kinematografii, a później TV, zestaw ruchomych ilustracji, skierowanych do ludzkiej świadomości, znacznie się poszerzył. Współczesny człowiek rzadko zdaje sobie sprawę jak wielka ilość informacji – prawdziwych czy wykreowanych - jest mu pokazywana ruchomą i gadającą ilustracją. Wiadomości ze świata, transmisje sportowe, seriale i pogaduchy w telewizorze, filmy fabularne i dokumentalne... ciągle i wszędzie naokoło kręci się i gada coś, co jest relacją z przestrzeni, w których tak naprawdę nas nie ma.

Teatr też relacjonuje taką przestrzeń – przestrzeń, w której aktorzy odgrywają tekst i przesłanie dramatu – a my jesteśmy obserwatorami i słuchaczami. Jest jeden szkopuł – każdy z nas może sobie poczytać tekst “Klątwy” czy innej tragedii - i po co się pchać do teatru? Po sztampowe obrazki, które odegrają poprzebierani w stroje z epoki aktorzy? Że łatwiej słuchać i oglądać niż czytać? Żeby podziwiać timbre głosu i porywającą deklamację - zgrane z wyszukaną mimiką i gestykulacją mistrza sceny? Scenografię i grę świateł?

Jednym słowem – czy idziemy do teatru by poddać się stworzonej tam artystycznej iluzji? Owszem, taki teatr funkcjonuje i ma się dobrze.Spełnia ważna rolę nośnika tradycji kulturowych. Tylko że to nie jedyny rodzaj teatru. Ten teatr jest w znacznym stopniu podporządkowany tekstowi, który jest materią literacką przedstawienia.

Jest jednak jeszcze inny teatr – o nim będę teraz pisał - teatr, który wprowadza widza w dyskusję z tekstem, otwierając sytuacjami scenicznymi nowe znaczenia opisane w tekście dramatu. Jest w “Klątwie moment, w którym wieś kamieniuje gospodynię-kochankę proboszcza. Wieśniacy czynią to w mistycznym uniesieniu, bo ta wcześniej rozpaliła stos za wsią i spaliła na nim swoje dzieci – owoc grzesznego związku. Znak - trzy gołębie frunące ku niebu – mówi wsi, że dla przebłagania boga (i zdjęcia ze wsi klątwy) duszę oddały trzy osoby. Tymczasem matka pędzi ku wsi żywa, oszalała z bólu – w ruch lecą kamienie.

Czym jest w naszej dzisiejszym pojmowaniu kamieniowanie? Wspomnieniem złego czasu emocjonalnych samosądów? Gdy Wyspiański pisał swój dramat, przypadki kamieniowania, choć formalnie ścigane przez prawo, jeszcze się zdarzały, a przynajmniej były żywe w ludzkiej mentalności jako przestroga. A dzisiaj? Jak mamy odczuć grozę tamtych aktów - przecież śmiertelnych (to nie wygnanie reymontowskiej Jagny ze wsi). Jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć w reakcjach na znienawidzoną czy obwinianą o coś tam osobę? Teatr pyta – czy byłbyś w stanie, widzu, wraz z innymi, rzucić realnymi, niosącymi śmierć kamieniami w znienawidzoną osobę z twojej społeczności?

Teatr nie pyta o to w umowności tekstu Wyspiańskiego – teatr stawia widza w sytuacji bezpośredniego wyboru. Przyłożysz się do śmierci nie tyle kamieniem, co składką na zabójcę?

Jak daleko może sięgać dezaprobata albo nienawiść – czy aż do zadania śmierci? To pytanie, na które musi sobie odpowiedzieć każdy widz, do którego podejdzie kwestująca aktorka. Niby zabawa w teatr, ale przecież realny dylemat moralny - zastanów się co zrobisz!

Jakiś idiota interpretuje to jako nawoływanie do mordu czy coś w tym rodzaju. Nie rozumie, że archaiczny tekst może nieść całkiem realne wyzwanie dla obrachunku moralnego dzisiejszego widza z samym sobą – jeżeli tylko zostanie sprzęgnięty w wyobraźni widza z jakimś, może nawet drastycznym, zabiegiem inscenizacyjnym.

Wyspiański stworzył, jako artysta - na kanwie prawdziwych wydarzeń – rzeczywistość ludzkich namiętności sięgających boskiej istoty absolutu. Przedstawienie Frljica – na bazie tekstu Wyspiańskiego – buduje widzowi przymus samooceny jego własnych namiętności w przestrzeni zjawisk społecznych. Pyta o granicę uczynków, do jakich może pchnąć człowieka jego namiętność i wiszące nad nim poczucie zagrożenia klątwą. Sygnały inscenizacji – w połączeniu z narracja tekstu Wyspiańskiego – tworzą pytania o granice akceptacji dla rodzaju więzi seksualnych kapłana z ludem, tak ze strony kapłana, jego partnerki seksualnej, a wreszcie społeczności, w której rzecz się dzieje.

Teatr nie mówi – obejrzyjcie sobie ramotę obyczajową o występnym proboszczu z dawnych lat. Teatr odnajduje w tragedii Wyspiańskiego pytania o abstrakcje ze styku sfery mistycznej z obyczajowością jakiejś społeczności i jej naturalnym pokładem etycznym.

Teatr pyta o to samo współczesnego widza - operując w warstwie inscenizacyjnej odniesieniami do obyczajowości współczesnej. Taki teatr to nie ilustracja lektury szkolnej, tylko artystyczny apel do widza o jego katharsis w wymiarze indywidualnym. Podobny był ostateczny cel antycznej tragedii. Widz miał je osiągnąć w drodze narastania sprzecznych odczuć aż do granicy pojmowania - wtedy wypełniał się los wiszący nad postaciami i następowało oczyszczenie. Dramaturg prowadził widza za rękę do tego celu.

Dzisiaj teatr chce, żeby oczyszczenie było pracą własną widza. Teatr nie każe widzowi klaskać przy wieszaniu czyjejś figury, tylko odnieść się do znaczenia tej sceny w kontekście narracji całego przedstawienia – tak jak ją odebrał. To tylko element zależny od całego przekazu. Nie może być mowy o interpretacji jakiejś wyrwanej z przedstawienia sceny, bo przedstawienie teatralne to nie ciąg autonomicznych migawek z aktualnych wydarzeń w telewizyjnym programie informacyjnym.

Nie ma sensu jakakolwiek dyskusja interpretacyjna ze zdeterminowanymi politycznie osobami, które nie znają materiału literackiego “Klątwy”, nie wnikają w funkcje symboliki w dzisiejszym teatrze, ani nie chcą przyjąć do wiadomości zmian strukturalnych we współczesnych inscenizacjach. Odbiór każdego przedstawienia jest z natury subiektywny – ale spierać się o jego przesłanie można dopiero po jako takim ogarnięciu całości, a nie na podstawie wyrywkowych opinii z trzeciej czy czwartej ręki. Powtarzanie kodów propagandowych to tylko zamulanie własnej świadomości, szanowni “teatrolodzy” z kruchty czy politycznej koterii.


Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura