Obłok Obłok
1243
BLOG

Rak, albo monstrum destrukcji

Obłok Obłok PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 75

Tak to już jest, że przepisy prawa tworzy organ władzy ustawodawczej (sejm), a organy władzy sądowniczej (sądy) tak ustanowione prawo stosują. W trakcie stosowania prawa dochodzi do jego wykładni, która jednak nie jest tworzeniem prawa, a praktycznym objaśnieniem. Oprócz tego różne organy władzy wykonawczej (rząd, prezydent, starosta czy inny wójt) dostosowują swoje działania do przepisów przepisów prawa, tak aby funkcjonowały wyłącznie na podstawie i w jego granicach.


Oczywiście rozmaite organy rozmaitych władz mają prawo do inicjatywy ustawodawczej, jednak nawet gotowy, przedłożony sejmowi projekt przepisu prawa (ustawy) jest tylko czymś w rodzaju brudnopisu legislacyjnego, a nie pisaniem czy stanowieniem prawa. To wyłączna domena parlamentu (lub - dla prawa lokalnego - lokalnych organów przedstawicielskich).


Z tego prostego elementarza wynika oczywistość, że organy władzy wykonawczej i sądowniczej mają otrzymać od władzy ustawodawczej gotowe i zupełne przepisy prawa (ustawy). Jest to podstawowy, wyłączny i niezbywalny obowiązek władzy ustawodawczej, która nie może go przenieść na inne władze (tu trzy wykrzykniki, bębny i fanfary - bo to rzecz podstawowa).


W tak otrzymanym przepisie prawa żaden inny organ władzy – czy to sądowniczej czy wykonawczej - nie może umieszczać żadnych dodatkowych postanowień czy uzupełnień. W trakcie ostatniego sporu co do roli Trybunału Konstytucyjnego czyniono temu organowi, a szczególnie jego prezesowi, prof. Rzeplińskiemu, zarzuty, że wchodzi w rolę nadrzędną wobec Ustawodawcy, kształtując na nowo przepisy ustaw.


Co prawda Trybunał Konstytucyjny nic do ustaw nie dopisywał, a tylko orzekał, na czyjś wniosek, o zgodności z konstytucją jakiegoś konkretnego przepisu ( konkretnego, zaskarżonego artykułu czy punktu ustawy) i koniec ale zgodnie z konstytucją takie orzeczenie miało charakter ostateczny i automatycznie przepis uznany za niezgodny z konstytucją „wypadał” z treści ustawy (lub jeżeli za niekonstytucyjną uznano cała ustawę, to ta traciła ważność jako całość i cała „wypadała” z obiegu prawnego).


Ta – przewidziana konstytucją - procedura miała charakter eliminowania niedoróbek (bubli), które przedarły się przez proces stanowienia prawa do produktu gotowego (ustawy) nie była jednak pisaniem prawa, bo Trybunał – orzekając - nie uczestniczył w jego stanowieniu, ani też nie wprowadzał nowych postanowień.


Tymczasem poseł Jarosław Kaczyński zapowiada, że zatrudni Trybunał w charakterze decydenta w procedurze stanowienia prawa. Poseł Kaczyński chce, aby Sejm uchwalił jakieś tam prowizoryczne prawo o samorządach, czort jeden wie, czy zgodne czy niezgodne z konstytucją i zasadami prawa obowiązującymi w Rzeczypospolitej – bo zdaniem Kaczyńskiego Sejm, jako ustawodawca, nie musi zadbać w pełni i z największym staraniem o to co i jak robi, byle by wydalił, na ryzyk fizyk, coś, na co poseł Kaczyński ma chęć.


Kolejnym etapem ma być - z góry założona - weryfikacja chętki posła Kaczyńskiego przez Trybunał Konstytucyjny, a być może stosowny wniosek o rozpatrzenie swojej chętki złoży sam poseł Kaczyński.


To błazeńskie sprowadzenie Sejmu RP do rangi królika doświadczalnego poseł Jarosław Kaczyński zapowiada publicznie z cała powagą – być może rechocząc w duchu z roli, jaką szykuje kolegom (poddanym?) ze swojego klubu parlamentarnego.


Takie żałośnie aroganckie podejście do stanowienia praw Rzeczpospolitej i niezbyt skrywana pogarda dla Jej najważniejszych - nieformalnie poddanych Kaczyńskiemu – instytucji, w gruncie rzeczy świadczą o utracie przez niego elementarnego poczucia państwowości – i to w momencie, kiedy PiS sprawuje władzę poprzez wszystkie właściwie organy państwa.


Poseł Kaczyński koncentruje się wyłącznie na swoich idee fixe, tracąc przy tym rozumienie najprostszych (i najbardziej zasadniczych) zasad funkcjonowania organizmu państwowego, przy jednoczesnym zaniku poczucia odpowiedzialności za własne postępowanie – odpowiedzialności także wobec własnego ugrupowania, z którego robi bandę bezwolnych, posłusznych idiotów.


Widzę Kaczyńskiego jako złośliwy nowotwór, który zżera i niszczy własny, zbudowany przez siebie organizm polityczny. Gdyby to działo się w innym, obcym mi państwie, kręciłbym głową z politowaniem, ale rzecz dzieje się u mnie, w Polsce. Co z tego, że rak - w osobie Kaczyńskiego - toczy przede wszystkim jego ugrupowanie, skoro ono sprawuje władzę i ta choroba zatruwa cały powszechny polski organizm.


Jeżeli zdrowa tkanka PiS-u (jest jeszcze taka?) sama nie odrzuci nowotworu, to jeszcze jakiś czas minie aż nieuchronnie zgnije – tyle, że leczenie Polski będzie długie i trudne.


Cóż, jeżeli nie chcemy dostrzec wyraźnych symptomów zagrożenia tu i teraz u siebie, to przecież historia nie jednego kraju ostrzega i uczy, że nadmierna władza, prędzej czy później, przepoczwarza wszechwładcę w monstrum destrukcji. A przecież u nas dzwonek już dzwoni.


Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka