Obłok Obłok
567
BLOG

Czas janczarów

Obłok Obłok Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 22

35 lat temu - po raz pierwszy w historii Polski - władza wystąpiła otwarcie i zbrojnie przeciw narodowi. Powołała się przy tym na troskę o spokój grupy wspierających ją obywateli. Istotnie, pewna – licząca kilka milionów – grupa Polaków wspierała tę władzę i oczekiwała od niej zdecydowanych działań, które miały poskromić powszechny ruch niezgody na panujące w państwie porządki.

Prócz tego ówczesna władza wskazała, że broni sztandarowych wartości ideowych partii politycznej, która w owych czasach wyłaniała ekipę rządzącą – tak zwanego realnego socjalizmu. Ów socjalizm miał polegać na wcielaniu zasady równości społecznej, opartej o robotniczo-chłopski standard bytowy (cokolwiek to znaczyło), oraz zakładał powszechną (państwową) własność dóbr narodowych, że szczególnym uwzględnieniem środków produkcji.

Powszechny ruch niezgody na panujące porządki był dość zróżnicowany co do wizji koniecznych zmian ustrojowych w państwie – przy czym można przyjąć, że sama idea socjalistyczna (równość społeczna i państwowa własność środków produkcji) nie była zdecydowanie kwestionowana przez większość grup będących w sporze z władzą, podobnie nie kwestionowano niezwykle rozbudowanej sfery świadczeń socjalnych – w tym ostatnim aspekcie domagano się zrównania świadczeń dostępnych powszechnie do poziomu pracowników resortów uprzywilejowanych (wojska, służb mundurowych i tajnego aparatu tzw. bezpieczeństwa), oraz funkcjonariuszy aparatu partyjnego.

Wynika z tego, że same zasady organizacji ekonomicznej bytu społecznego, realizowane przez ówczesną władzę, nie budziły powszechnie większych zastrzeżeń – a co najwyżej ogół sprzeciwiał się przywilejom „elit” aparatu socjalistycznego reżimu.

W konsekwencji można przyjąć, że stan wojenny został wprowadzony w obronie interesów elity partyjnej i aparatu państwowego – przed zagrożeniem tendencjami egalitarystycznymi. Ówczesnej władzy nie było stać na upowszechnienie własnych przywilejów w wymiarze ogólnym, natomiast pogorszenie statusu bytowego aparatu władzy i jego zaplecza nie wchodziło w grę – bunt służb mundurowych i tajnych byłby wtedy nieunikniony.

W tym sensie stan wojenny miał zagwarantować pełną michę z fruktami dla ogółu pachołków reżimu, a przeprowadzeniem tej operacji zajęła się najbardziej zdyscyplinowana, zindoktrynowana i wyalienowana ze społeczeństwa grupa komunistycznych janczarów – renegatów w wojskowych mundurach.

Sam manewr zabezpieczający trwanie komunistycznej władzy był oczywiście tylko odsunięciem w czasie wyroku historii, ale też czasem regresu mentalnego dużej części społeczeństwa, głównie na skutek terroru faktycznego jak i propagandowego. Junta wojskowa wygrała grudniową bitwę z narodem miażdżąco - i to bez żadnej przenośni – bo u wielu dosłownie zmiażdżyła przekonanie, że w państwie może istnieć coś takiego jak wolność jednostki i prawa obywatelskie.

Co prawda, w okresie od sierpnia 1980 do grudnia 81 te ideały były raczej mirażem czy projekcją oczekiwań, celem, a nie zdobyczą konfrontacji z władzą, ale społeczeństwo powoli oswajało się z myślą, że coś takiego rzeczywiście może się spełnić, a co poniektórzy pojęli nawet głębszy sens tych pojęć. Tymczasem władza zaprowadziła terror okupacyjny – zakaz podróży po kraju, godzinę milicyjną, zatrzymania i uwięzienia w drodze decyzji administracyjnej, przeszukania mieszkań bez nakazów choćby prokuratora („na mundur” lub „na legitymację”) bez względu na porę dnia czy nocy... i choć dotkniętych bezpośrednimi represjami było stosunkowo niewielu, to sparaliżowanymi obserwatorami tego zwycięstwa brutalnego bezprawia byli wszyscy i wielu po prostu się poddało – po dziś dzień są święcie przekonani, że władzy należy się posłuszeństwo.

Drugą ważną szkodą mentalną – następstwem stanu wojennego - jest zanik pojęcia czy też rozumienia sensu solidaryzmu społecznego. Ruch sprzeciwu wobec porządków komuny zawierał pełen wachlarz zróżnicowanych postaw politycznych, ideowych czy też etycznych - od narodowej prawicy, przez chadecję czy endecję, pozytywistów, liberałów, ideo-lewaków, aż po tzw. reformatorów z pezetpeery czy monarchistów. Wszyscy oni mieścili się ze swoimi sztandarami pod znakiem Solidarności i jeden drugiemu nie zawadzał, a raczej wszyscy wzajemnie się uzupełniali w tym politycznym i światopoglądowym konglomeracie – prawdziwych Polaków. Prawdziwych, bo wyrażających siebie i własne aspiracje wedle osobistych przekonań.

Tymczasem narzucone przez stan wojenny i trwające później warunki konspiracji prowadziły do wymuszonego rozczłonkowania tego konglomeratu i późniejszego określania tożsamości politycznej w drodze akcentowania różnic i partykularnych celów poszczególnych ugrupowań politycznych, aż po zasadnicze sprzeczności interesów – czego absurdalnym apogeum był rozpad POPiS-u chwilę po porozumieniu politycznym – a poszło o stołki. Mniejsza o gry polityczne – tragiczne jest, że te podziały przeniosły się na bezwzględne wojny elektoratów w uwolnionej i rozbudowanej i przestrzeni medialnej. Łatwość miotania obelg zwyciężyła nad trudnością budowania porozumień i szukania wspólnie celów powszechnych.

Ze stanem wojennym, a właściwie jego głównym animatorem, osobnikiem, którego nazwisko nie przechodzi mi przez usta ani z palców na klawiaturę, wiąże się jeszcze jedna, tragiczna skaza na mentalności naszych czasów. Chodzi o cyniczne wykorzystywanie frazesów patriotycznych w retoryce politycznej. Ta kanalia, zwyrodniały odszczepieniec z zacnej starej szlachty, odpad gatunku ludzkiego, który skierował podległych sobie żołnierzy przeciw narodowi swoich rodziców - w imię interesów swojej politycznej kamaryli - dopuścił się utożsamienia Polski z jakąś tam partią polityczną.

Ten polityczny oszust i zakała polskości mianował zwolenników swojej partii jedynymi prawdziwymi patriotami, wszystkim pozostałym nadając miano wichrzycieli i zdrajców narodu – i takie draństwo jest ciągle jeszcze używane w dzisiejszej retoryce politycznej, a - co gorsza - ma u przywódców i zwolenników niektórych partii całkiem spore wzięcie, mimo że na tle dziejów narodu partie to byty efemeryczne .

Niestety, wielu z nas nie spłaciło długu małoduszności z czasów stanu wojennego, a wielu z nas  tkwi w racjach tamtych czasów, ciesząc się (lub nie) ze zmiany dekoracji – w przeświadczeniu, że te zmieniają mentalność człowieka. 

Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura