Obłok Obłok
1520
BLOG

Czyj cyrk, skoro małpy Tyszki?

Obłok Obłok Polityka Obserwuj notkę 59

Spojrzenie na Sejm przez pryzmat cyrku nie jest czymś nowym czy odkrywczym. Dobre 40 lat temu padły ze sceny kabaretu Tey pytania: - dlaczego sala sejmowa jest okrągła – a czy kto widział cyrk kwadratowy? Recz jasna - zwrócenie uwagi na zamysł architektoniczny budowli przy ulicy Wiejskiej nie było dowcipem samym w sobie, a wywoływało ciąg własnych skojarzeń u każdego z widzów.

Były to dziwne czasy, gdy władza kneblowała, (nie tylko) w przestrzeni publicznej, głębsze dociekania o rzeczywistości (nie tylko) politycznej – co jednak miało skutek odwrotny. Wystarczał bowiem sygnał o jakiejś możliwej, nieoficjalnej tendencji ludzkich rozważań - choćby dowcip czy niedopowiedziane, ukryte między wierszami zarzewie myśli - i w milionach polskich głów uruchomiały się wewnętrzne, autonomiczne procesy intelektualnych poszukiwań prawdy i sensu działań.

Owszem, były miliony takich, którym wystarczały gotowce myślowe prawdy dziejowej, dostarczane (wraz z gotową argumentacją o słuszności) przez władzę licznie i hucznie. Wśród tych milionów była jeszcze elita posłusznych, którzy za te gotowce daliby się posiekać, a jeszcze chętniej siekali i gnoili tych, którzy przedkładanych gotowców nie przyjmowali za swoje.

Dziś polityka to działanie zmierzające do podporządkowania myśli, dusz i serc tzw. Suwerena, czyli tzw. ludu, celowi partii politycznej. Partie polityczne realizują to przez usilny marketing gotowców ideowych, zamkniętych w hasłach propagandowych. Oferta gotowców jest zróżnicowana według założeń producentów (partii). Miejscem dystrybucji są środki masowego przekazu informacji (media), a sferą docelową odbioru są emocje polityczne i społeczne jednostek (fachowo pogrupowanych w w tzw. targety, czyli grupy, pod które jest specjalizowany przekaz zawierający gotowca).

Emitenci nie są specjalnie zainteresowani intelektualnym (krytycznym) odbiorem swoich gotowców, chociaż - w zależności od partii – dopuszczają - w różnych rozmiarach - i taki kanał komunikacji. Trudność leży w tym, że komunikat skierowany do sfery intelektualnej odbiorcy wymaga odpowiednio wysokiego poziomu intelektualnego nadawcy, a są przy okazji kłopoty z targetem, czyli określeniem sprawności intelektualnej grupy docelowej. Komunikat o walorze intelektualnym zbyt niskim dla odbiorców ośmieszy nadawcę. Z kolei zbyt wysoki – dla odbiorców - walor intelektualny komunikatu powoduje jego naturalne odrzucenie (brak zrozumienia); kolejnym krokiem takich odbiorców będzie samoobrona (przecież nikt nie lubi poczuć się głupkiem). Nadawca komunikatu rozbudowanego intelektualnie zostanie odrzucony, a w motywacji tego kroku oskarżony o elitaryzm (brak wspólnego myślenia z tzw. prostym człowiekiem, he he he).

Posumujmy – wiemy, że partyjne gotowce prawdy i sensu są formułowane głównie pod kątem przeniknięcia do naszej sfery emocjonalnej. Mamy mieć POCZUCIA:

  • krzywdy (dziejowej, społecznej, osobistej);

  • zagrożenia wewnętrznego (lewica, prawica, centrum, złodzieje, aferzyści, nepotyzm, niekompetencja urzędników państwowych, Tusk, Kaczyński, Petru, .Nowoczesna, PO, PiS, KOR, KOD, SMRÓD, GŁÓD),

  • zagrożenia zewnętrznego (UE, Rosja, Niemcy, Soros, imigracja, muzułmański terroryzm)

  • zagrożenia dla osobistego sumienia i światopoglądu (ze strony ateistów, innowierców, katolików, anty- i pro- aborcjonistów)

  • zagrożenia dla sprawiedliwości (sądy, trybunały, prawa i kodeksy oddane wykształconym prawnikom)

  • wspólnoty (wyłącznie ze zwolennikami swego wyboru partyjnego)

  • nienawiści, a przynajmniej wykluczającej ze społeczeństwa dezaprobaty, wobec zwolenników wyboru innych partyjnych gotowców lub zwolenników wyboru poglądów według własnego rozumu.

 

Skoro już wiemy, że na płaszczyźnie społecznej każdego z nas mają definiować takie – i podobne – poczucia, to pozostańmy przy nich (a niech tam, chwała bezmyślności!). Jednak udajmy się do głowy po rozum, by odnieść się do skojarzeń Zenka Laskowika (Tey), lub wicka-marszałka sejmu Tyszki (Kukiz`15) – obu odnoszących się do polskiego sejmu w kategoriach cyrku. Potrzebny będzie ten nieszczęsny, dominujący nad wspieranymi systemowo emocjami, rozum.

Niech będzie – spróbujmy (kto tego nie spróbuje, nie dostąpi rozumnych wniosków - chociaż w innych, z pogranicza emocji i biologii praktykach, może dostąpić nawet orgazmu).

Cyrk w połowie lat 70-tych ubiegłego wieku był konglomeratem wyrafinowanych ucieleśnień dawnej plebejskiej tradycji sztuki jarmarcznej. Zawierał w sobie występy nader zręcznych linoskoczków-akrobatów , pociesznych przebierańców (klaun, kobieta z brodą, mocarny karzeł), prestidigitatorów (magików wyciągających z kapelusza królika, manifest komunistyczny albo zwitek banknotów, przemieniających się z jednego w drugie wedle woli sztukmistrza) - a na końcu, u szczytu emocji publiczności – były występy tresera i jego zwierząt

W tym cyklu cyrkowych przedstawień panował ustalony porządek. Na początku występowało stadko zwierzątek znanych wszystkim z codzienności – jakieś kundelki czy pudelki wyćwiczone do czynności całkiem nieoczywistych dla właścicieli podobnych stworzeń. Pieski całkiem karnie szły do rytmu pieśni patriotycznych (lub jakiś międzynarodówek czy coverów), a przy werblu zwiastującym zmianę zwrotki na refren stawały na tylnych łapkach i salutowały (albo drapały się, postawione do pionu, przednimi łapkami po uszach – na znak zakłopotania inną ideą).

Po bogatszym lub uboższym cyklu występów specjalnie wytresowanych zwierząt domowych przychodziło do pokazów tresury zwierząt dzikich. Najpierw byle foki i słonie demonstrowały jak bardzo treser je uczłowieczył – przerzucały się piłkami we wskazanym porządku, a pod władczym gestem formowały zadany szyk i wydawały wyćwiczone dźwięki, którym cyrkowa orkiestra podgrywała akordy pieśni chwalącej władzę.

Na koniec pokazywano zwierzęta (z pozoru) drapieżne i groźne. Zaczynano od łagodnych z natury, roślinożernych w połowie, ale groźnych rozmiarem, niedźwiedzi - by przedstawienie zwieńczyć jakimiś mięsożernymi, jakoby zabójczymi dla człowieka, lwami czy tygrysami. Te smutne i osowiałe niby bestie odrabiały pańszczyznę demonstracji poddaństwa treserowi, by zasłużyć na ochłap pokarmu i oczyszczenie swojej klatki z własnych gówien.

Och, jakże „sztuka cyrkowa” rozwinęła się w tzw. Związku Radzieckim i jak tam kształtowała podprogowym przekazem postawy społeczne. Laskowik z Tey`a zasugerował Polakom, by zastanowili się na ile ich obieralni powszechnie przedstawiciele są niczym zwyczajna cyrkowa menażeria, ułożona przez partyjnych treserów i jak to współgra z z popisami akrobatów, żonglerów, sztukmistrzów i przebierańców z politycznej areny.

 

Było to spojrzenie ni to z zewnątrz ni to z wewnątrz – ale przecież z serca kraju w serce władzy nad ówczesną Polską. Tak naprawdę ustawiało ośrodek władzy gdzieś obok nas, czy poza nami – w rzeczywistości cyrkowej czy jarmarcznej. (Ciekawostka - kilkanaście, bodaj, lat temu Jarosław Kaczyński pisał o potrzebie „mówców jarmarcznych”, czyli sztukmistrzów partyjnego słowa, sprawnych w przekonywaniu do partyjnych gotowców - pośród żądnego łatwych propozycji ideologicznych ludu. PiS zrealizował to rzecz jasna nie na jarmarkach, bo te zanikają, ale w przestrzeni nie wiadomo czy okrągłej jak cyrk , bo nie oznaczonej geometrycznie – w internetowej).

Wczoraj wicek-marszałek Tyszka spojrzał - z udostępnionego mu, na chwilę, fotela Marszałka Sejmu prowadzącego obrady - na rozpostarty wokół wachlarz izby poselskiej i ujrzał oczyma duszy swoje małpią menażerię. Nie ma się o co wadzić – spoglądał i powiedział co ujrzał. Czy przekazał to trafnie i precyzyjnie, czy użycie słów kierujących do małpiej menażerii oddawało jego wrażenie z największą precyzją? Nie wiem, bo nie znam faceta i nie mam pojęcia, na ile precyzyjnie wyraża swoje myśli i wrażenia. Dla mnie był w swoich słowach wiarygodny – uważam, ze mógł tak postrzec grono poselskie (choć oglądałem poczynania tego grona z innej perspektywy).

Gdyby jednak rozważać rzecz z poziomu sztuki estradowej czy arenowej i jej analogii do Sejmu, to chyba strzeliłem kulą w płot, bo Laskowik – jako fachowiec od różnych cyrków - pewnie by się ze mną nie zgodził w łatwej analogii, że Sejm w wizji Tyszki to cyrk. Małpia menażeria – owszem – ale nie cyrk.

Dwie rzeczy. Cyrk opiera się na żelaznej dyscyplinie łączącej wszystkie elementy spektaklu. Pierwsze - ktoś z orkiestry nagle – w złym momencie – walnie w bęben i wytrącony z okowów tresury lew odgryzie  asystentce tresera wydekoltowany cycek. Druga rzecz – można wytresować jedną małpę i ta będzie, niczym piosenkowa papuga, wydobywała na znak kataryniarza los z pudełka, albo strącała czy zakładała kapelusz cyrkowego klauna. Nikomu jednak nie udało się wytresować całej grupy małp – a już nigdy 460 małp podzielonych na zdyscyplinowane w zachowaniach grupowych frakcje.

Reasumując - dzisiejszy Sejm może więc jawić się nam (lub Tyszce) jako naturalnie dzika małpia menażeria – ale nigdy jako cyrk. To zdobycz demokracji ! W tym stanie rzeczy nie wiem, za co mnie Tyszka przeprasza – a próbuje przepraszać za to, ze posłowie zachowują się, jego zdaniem, po małpiemu.

Posłowie ukazują się nam jakimi są i nie ma co od nich wymagać stwarzania jakichkolwiek pozorów, ze są inni. Po co fałsz?

Na początku dowodziłem, że powszechny przekaz polityczny bazuje na sferze emocjonalnej. Czy nasi bezpośredni wybrańcy mają być wyzwoleni z emocji w wykonywaniu swej władzy? W myślach i zachowaniach? Jakże wtedy moglibyśmy ich pojąć, jak naleźć z nimi jedność duchową – suwerena z przedstawicielem?

Czy posłanka Pawłowicz albo posłanka Scheuring-Wielgus mają się pobyć wielkiego ładunku emocji w swojej lataninie między ławami sejmowymi i na mównicę? Tym bardziej, że jedna z nich, mimo wyraźnej różnicy w poglądach, pobudza moją wyobraźnię seksualną – właśnie przez syndrom nadzwyczajnej pobudliwości i aktywności, prawdziwe ADHD u dojrzałej kobiety? Ech, ujeździć taką... mimo wielu racjonalnych na nie.

Tyszka, wicek-marszałek, chce, żeby sejm był organem uporządkowanym i wolno mu tak chcieć. Jednak tak nie będzie, póki elektorat, suweren, lud – czy licho wie jak ująć ogół Polaków w nazwę polityczną – będzie, apelami do emocji, rzucany na ślepo w międzypartyjne starcia. Posłowie muszą robić to samo. Rzecz jest w delikatnej równowadze między zdyscyplinowanym w jakimś cyrku posłem, a wolnym, bo podlegającym całości narodu, a nie tylko szczególnemu elektoratowi, przedstawicielstwem.

Zniewolenie do partyjnego myślenia – tak ja za komuny – jest u ludzi myślących nieskuteczne i prowadzi do szukania własnej drogi. Dlatego poseł, aby pozostał wierny swojej partii. musi się wyhasać w rozmaitych niekonwencjonalnych zachowaniach. Tyszka nie rozumie, że każdy poseł może się na niego wysikać, ale broń boże na swego tresera-karmiciela. Z kolei cymbały z .Nowoczesnej nie zrozumieli, że Tyszka powiedział to, co poczuł, a niekoniecznie to, co przemyślał. Gorsze, że też zareagowali nieracjonalnie, emocjonalnie, bez przemyślenia. Chyba to wszystko to ani cyrk, ani menażeria – tylko warsztat czeladników partolących politykę, bo nie ma prawdziwego majstra, a własnego rozumu nie staje.

Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka