Obłok Obłok
1180
BLOG

Co tam, panie, przy korycie ?

Obłok Obłok Polityka Obserwuj notkę 53

Kukiz wyskoczył z projektem komisji społecznych, które mają wybierać przedstawicieli do rad nadzorczych spółek skarbu państwa. Pomysł jest o tyle idiotyczny, że dobór komisarzy będzie procesem politycznym – bo jakże by inaczej. Przecież nie mamy żadnego innego mechanizmu wyłaniania reprezentantów do ciał kolegialnych w działających przestrzeni powszechnej.

W wyodrębnionych środowiskach (korporacje i stowarzyszenia zawodowe, uczelnie, itp.) łatwo sobie wyobrazić zwykłą demokratyczną procedurę wyboru - merytorycznie przygotowanych reprezentantów, bezpośrednio z własnego grona. Rzecz jasna taki reprezentant do zewnętrznego ciała kolegialnego mógłby w jakiejś mierze realizować partykularny interes swego środowiska, ale gdyby założyć jego świadome podporządkowanie się misji, do realizacji której został powołany, to obiektywne i merytoryczne spełnianie obowiązków jest całkiem prawdopodobne.

Gdyby więc komisję oceniającą kandydatów do rad nadzorczych tworzyli tak wyłonieni przedstawiciele środowisk nie określonych z definicji politycznie, wówczas prawdopodobna byłaby obiektywna i merytoryczna ocena kandydatur – zgłaszanych przez kogo bądź, choćby i egzekutywy partyjne czy instytucje władzy.

Bieda w tym, że zdemoralizowani do cna - przekonaniem o własnej omnipotencji - politycy nigdy się nie zgodzą na taki mechanizm. Jakże to? Oni, wybrańcy narodu, sól polskiej ziemi, mają oddać swoją prerogatywę oceny każdego i wszystkiego przedstawicielom jakiś tam środowiskowych elit? Zbiorą się, niepewni politycznie, jacyś tam naukowcy i wybiorą nie wiadomo jakiego speca od zarządzania, by oceniał kwalifikacje naszego faworyta? I jeszcze czego – żeby pomagał mu w tym prawnik wybrany przez zdemoralizowane środowisko sędziowskie czy radcowskie? Taki koleś nie może badać kwalifikacji naszego kolesia – z jakiej racji, kto go wybrał? A może nie wiadomo przez kogo finansowane stowarzyszenia ekonomistów czy biznesmenów mają wybrać spośród siebie jakiegoś przeżartego do cna korupcją lobbystę? Taki gagatek ma egzaminować wskazanego przez nas geniusza? Ten numer nie przejdzie !

Kukiz, który już po uszy wdepnął w polityczne szambo, sugeruje, by taką komisję tworzyli przedstawiciele partii, samorządów terytorialnych i związków zawodowych. Fajne to, bo bliskie ludu i ma być wystarczającą miarą kompetencji. Oczywiście - po politycznym tumulcie wokół parytetów reprezentacji w samej komisji oceniającej – coś tam uda się wyłonić.

W najlepszym przypadku będzie to komisja złożona z doświadczonych handlarzy stołkami, działająca w duchu kompromisowego rozdawnictwa. Taka komisja we wstępnym targu ustali ile jakiej opcji politycznej czy społecznej przypadnie miejsc w radach nadzorczych – a później będzie z górki. Jeżeli jakaś uprawniona partia czy organizacja zgłosi, na przyznany jej w radzie nadzorczej stołek, wyjątkowego tumana, wówczas komisja bohatersko odrzuci tę kandydaturę, wskaże kogo innego, a rachunek zostanie wyrównany przy rozpatrywaniu obsady kolejnego stołka.

Wszystko to oczywiście jest możliwe tylko wtedy, kiedy PiS zgodzi się wypuścić z łap jakąś część swego łupu – w co wątpię. Nie po to PiSia wataha ruszyła na wszelkie państwowe stołki z takim impetem, by nagle się dzielić choćby drobiną. Już zapowiedziała, że jutro, pojutrze zaszyje się w jakimś niedostępnym mateczniku i przeszereguje stado – przy okazji przebierając się w owcze skóry.

Żeby było jasne – nie sugeruję, aby o północy świeciło słońce, więc też nie wartościuję politycznego parcia do koryt. Jest to utrwalona norma etyczna, wypracowana w harmonijnej, dwudziestopięcioletniej współpracy wszystkich ugrupowań politycznych, działających po przełomie 1989 roku. Kukiz jest nowy w tej szajce i z dziecinną naiwnością próbuje wprowadzić niewydarzoną mutację tego procederu, nie zdając sobie sprawy, że właśnie go tym akceptuje.

Kiedyś dawno temu, bodaj u końca lat 90-tych, przedstawiłem pewnemu politykowi koncepcję nadzoru państwa nad przedsiębiorstwami - spółkami Skarbu Państwa. Miało to charakter długofalowy i systemowy – przypomnę rzecz melancholijnie, z uśmiechem okraszonym łezką w oku.

Powstała wówczas Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa, czyli podmiot do reprezentacji prawnej interesów państwa w zakresie posiadanego mienia – gdyż Skarb Państwa nie jest osobą prawną.

Postulowałem, by wraz z Prokuratorią powołać Ekonomię Generalną, czyli podmiot zajmujący się nadzorem nad mieniem Skarbu Państwa, powierzonym organom założycielskim (ministerstwom) przejmującym organizację zarządu (powołanie Zarządów) spółek skarbu państwa.

Ekonomia Generalna miała być odrębnym urzędem, sprawującym nadzór właścicielski w spółkach - jako instytucja państwowa, podległa Rządowi co do bieżących wymogów nadzoru. W statutach spółek należało umieścić zapis, że Skarb Państwa jest reprezentowany w Radzie Nadzorczej przez Ekonomię Generalną Skarbu Państwa (a nie wskazaną co do nazwiska osobę).

Na Ekonomię Generalna mieli się składać urzędnicy w randze radców (podobnie jak w Prokuratorii Generalnej), którzy uczestniczyliby w posiedzeniach Rad Nadzorczych na podstawie każdorazowej delegacji – wcale nie stale ten sam radca w tej samej spółce. Honoraria za uczestnictwo w posiedzeniach RN miało wpływać do kasy państwowej.

Radcowie mieli być pogrupowani w kilkuosobowe referaty, które miały się zajmować nadzorem właścicielskim nad grupą kilku, kilkunastu spółek, a dla przedsiębiorstw największych może i jeden kilkuosobowy referat na jedną spółkę – mniejsza o szczegóły.

Idea była prosta – chodziło o stworzenie profesjonalnego zespołu urzędniczego, niezależnego od poszczególnych ministerstw, nie naruszanego w momentach zmian władzy czy zmian koalicyjnych.

Młodzi ludzie zaangażowani z początku w Ekonomii Generalnej w miarę nabierania doświadczeń stawaliby się naturalnym rezerwuarem kadry do zarządów spółek Skarbu Państwa – po prostu mogliby przechodzić na druga stronę – wyćwiczeni w służbie państwu na styku zarządzania materią gospodarczą.

Taki inkubator profesjonalnych kadr dla sektora państwowego wyeliminowałby napór miernych ale biernych także na Zarządy państwowych – byłaby to wartość dodana Ekonomii Generalnej.

Gdy opowiadałem to (nieczynnemu już dziś) politykowi słuchał uważnie, a po dyskusji podsumował – no tak, ale tym pomysłem chcesz pozbawić mnie i moich kolegów dodatkowej forsy albo fuch na czas odstawki, to nie przejdzie. A poza tym – dodał – kto dziś rozumie abstrakcję państwa i prawdziwie apolityczną służbę w jego organach? Jest polityczny konkret, czyli władza i czerpane z niej profity.

Gdy PiS zapowiedział likwidację Ministerstwa Skarbu Państwa z zainteresowaniem czekałem co powstanie w to miejsce. Nic nie powstanie. Skarb Państwa rozpłynie się po ministerstwach – politycznych sobiepanach powierzonego im majątku. Jedynym quasi-merytorycznym strażnikiem stanie się oberpolicmajster od tajnych służb.

Jest to w jakiejś mierze sensowne. Po przydziale poszczególnych resortów poszczególnym frakcjom obozu władzy, sprawa doboru kadr do resortowego koryta w pełni przejdzie pod władzę niczym nie krepowanego ministra. Nikt nie będzie latał do premiera czy szefa partii rządzącej ze skargami na brak dojścia do takiego czy innego stołka, bo zablokował go inny minister. Cisza i spokój na każdym z folwarków z osobna. Rzeczpospolita polityków stanie się kwitnącą federacją koryt, byle tylko chłeptali swoje przemyślnie i bez poszturchiwania innych. Dobra, wygodna zmiana, ale nihil novi sub sole.

Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka