Obłok Obłok
1363
BLOG

Superfilm - czyli pół żartem, pół serio

Obłok Obłok Polityka Obserwuj notkę 48

Niewątpliwie Tom Cruise lepiej odegra żołnierza wyklętego niż Cezary Pazura czy Grzegorz Halama. Wielka i przełomowa polityka historyczna wymaga ucieleśnienia w przedsięwzięciach artystycznych najwyższego wymiaru. Aktualne wytyczne są tutaj jasne i nie budzą wątpliwości – w sztuce filmowej musimy wyjść poza obowiązujący u nas format łódzki i sięgnąć po ekstremalny, czyli holyłódzki.

Jeden z kapłanów kultywujących wskazania Instancji Najwyższej – Błaszczak minister - poleciał za ocean w charakterze łowcy głów , a właściwie kompletnych postaci z czołówki aktorskiej amerykańskiego filmu. Tak przynajmniej wynika z jego enuncjacji co do istoty misji, którą podjął - pod przykrywką dyplomatyczną asystowania prezydentowi Dudzie na sesji OINZ.

Zachodziłem w głowę - co też minister spraw wewnętrznych robi na arenie całkiem zagranicznej jaką jest Organizacja Narodów Zjednoczonych i jakież to talenty Błaszczaka wspomogą nas w konkurencji z Bułgarami o niestałe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa. Wyszło mi, że Błaszczak będzie ważnym elementem w grze psychologicznej o dominację naszego prezydenta nad innymi mężami stanu.

Wyobrażałem sobie, że Duda podchodzi (na przykład) do Hollanda i pyta - Franek, przyleciałeś tu ze swoją ochroną, jaką rangę ma jej szef? Zdezorientowany francuski łamaga bąka coś o jakimś tam pułkowniku ze stosownej formacji policyjnej. Na to Duda – no widzisz , a moją ochroną dowodzi sam Minister Spraw Wewnętrznych!

Kapelusze z głów i niskie pokłony!

Triumfujący Duda krąży po kuluarach od prezydenta do prezydenta, wprawiając ich  tą sztuczką w konfuzję, a gdy tylko kątem oka spostrzeże kamerę, to... podbródek w górę, wzrok w lewo, prawy półprofil do obiektywu, na moment zastyga, potem szybki zwrot głowy, wzrok w prawo, lewy półprofil do obiektywu, zastyga, en face w obiektyw - mina triumfująca – wszystko wiem, wszystko widzę, nad wszystkim panuję!

Widywałem to na kadrach dokumentalnych w wykonaniu Benito Mussoliniego i cieszy mnie niezmiernie, jak nasz prezydent pięknie wpisuje się - wraz z przesadną gestykulacją - w plebejski nurt kultury śródziemnomorskiej.

Sztuczki z zakresu autoprezentacji wizualnej są indywidualnym wyborem każdego polityka, ale ilustracja idei lub zamiaru politycznego w ruchomych, fabularnych obrazach to już rzecz dla profesjonalistów. Ci czują się jednak artystami, a w dzisiejszych ciężkich czasach czasach – nie wiadomo dlaczego – tzw. artyści chcą, prócz zaleceń mecenasa, wścibić w zlecone im dzieła jakieś własne, tfu, koncepcje.

Gdy polityczny mecenas usłyszy u artysty słowo „koncepcja”, winien natychmiast zaaplikować mu pigułkę wczesnoporonną. Gdy tego nie zrobi, produkt finalny stanie się knotem tak propagandowym jak i artystycznym. Tak stało się z filmem „Smoleńsk” - wzleciał i upadł niczym tutka 101. Twórca skarżył się na boku, że nie całkiem sam dowodził w kokpicie reżyserskim i stąd taki, a nie inny, ostateczny los filmu (to ciekawa zbieżność obu katastrof – przedstawianej i jej przedstawienia - wszak do odrębnych rozważań).

Wróćmy jednak do ministra Błaszczaka i Toma Cruise. Ten pierwszy objawił się jako specjalista od castingu (naboru kadry aktorskiej) do superprodukcji filmowej, której zażądał J. Kaczyński, ale to raczej tylko wycinek misji ministra – ten zaoceaniczny, związany z pozyskaniem aktora. Aktor - choćby i Tom Cruise - to nie całkiem artysta, bo jego zadaniem jest odegranie roli jak mu każą – do tego ma profesjonalny warsztat i biegłość w jego obsłudze. Nie będzie ten, to będzie inny, byle miał twarz rozpoznawalną na całym świecie, bo to właściwie sama twarz, plus nazwisko aktora, mają być dla całego świata wabikiem do oglądania dzieła o przesłaniu realizującym politykę historyczną polskiej partii politycznej o nazwie Prawo i Sprawiedliwość.

Jest tak, bo niewielu kiniarzy w świecie kupi do rozpowszechniania film tylko dlatego, że jego realizacja jest spełnieniem woli J. Kaczyńskiego. Ba, nawet w Polsce nie gwarantuje to sukcesu frekwencyjnego, chyba żeby p. Szydło dołożyła do 500+ darmowe bilety na wybrane dzieła filmowe. Świadomi tego są – o dziwo – pan J. Kaczyński i p. Błaszczak. Stąd poszukiwanie przez Błaszczaka twarzy wszechświatowego nosiciela idei pisowskich

Posługiwanie się postaciami ze świata pop-kultury w celach politycznych to dość złożona sprawa. Są to osoby autonomiczne – formami ich bytu w przestrzeni publicznej zawiaduje własna inicjatywa i zawarte kontrakty. Mogą więc publicznie wyrazić swoje poglądy polityczne z osobistych pobudek, mogą też zawrzeć zobowiązania kontraktowe na udział w przedsięwzięciach o kontekście politycznym. W tym drugim przypadku mają, rzecz jasna, świadomość, że mogą być kojarzone z linią polityczną danego zdarzenia publicznego.

Jest z tym różnie – na przykład gwiazda dokonań piosenkarskich, niejaka Doda, w 2007 roku rzuciła się żywiołowo, potrząsając lokami, do obejmowania nowego premiera – Tuska, a w 2016 roku stanęła do fotografii u boku Macierewicza, ufnie przechylając skromnie i gładko zaczesaną głowę na ministerialne ramię. Pięknie się spasowali wzrostem, ale to krajowe, mizerne podwórko.

Mógłby Błaszczak, będąc w Ameryce, zakontraktować do podobnej fotki – tym razem z Jarosławem Kaczyńskim - gwiazdę formatu globalnego, niejaką Lady Gaga. Kobietka ta ma ledwie 155 cm wzrostu, więc powtórka ujęcia Macierewicz – Doda wyszłaby w sam raz, a zasięg światowy, sławiący Polskę i jej najznamienitszego – obecnie - syna, byłby gwarantowany.

Brnę w dygresje, a tu o superprodukcję filmową przecież idzie. Ad rem – wszystko wskazuje na to że Mariusz Błaszczak obejmie rolę producenta (politycznego) tego przedsięwzięcia. Dlaczego Błaszczak a nie minister kultury Gliński? Gliński ma inne zadanie - musi przejąc rolę aksamitnej policji obyczajowej w środowiskach artystycznych. Trzeba bowiem pryncypialnie, acz delikatnie (och, te natrętne organy unijne!) wyplenić ze sfery polskiej kultury i sztuki wszelkie przejawy degrengolady moralnej i obyczajowej, a jej siewców odesłać do kopania rowów (po zapewnieniu im kursów operatorów koparek z funduszu aktywizacji bezrobotnych).

Minister kultury dokonana preselekcji wśród artystów – tak, aby wybrane grono godnie reprezentowało Polskę u boku Toma Cruise (czy innego wypożyczonego, na nasz narodowy użytek, amerykańskiego gwiazdora). W pełni sprawdzona, niezawodna moralnie i politycznie, ekipa polskich realizatorów i drugoplanowych aktorów z pewnością osiągnie standard twórczy przewyższający poziom kalifornijskich wyrobników, łasych na statuetki Oscara.

Z pewnością ekipie tej pomoże przesłanie ideowe, jakie przyjdzie jej realizować, byle tylko wszyscy (poza Tomem Cruise, oczywiście) podeszli do powierzonej im misji żarliwie i z pełnym oddaniem. Jarosław Kaczyński, jako Najwyższy Inspirator, zechce - być może – osobiście wejrzeć w niektóre szczegóły zainspirowanego przez siebie przedsięwzięcia. Pomocne mu będą doświadczenia z własnej kariery aktorskiej – cenne warsztatowe uwagi producent Błaszczak z pewnością bezwzględnie wdroży w tok realizacji superprodukcji.

Pozostaje tylko pytanie o konkrety (scenariusz) oczekiwanego arcydzieła. Z założenia ma się to mieścić w obecnej polityce historycznej, która jest płytka i wąska, z jednej strony zamknięta w fobiach, z drugiej w apoteozie wybranych epizodów nieodległej przeszłości, skrępowana bieżącymi potrzebami polityki jakiejś tam partyjnej opcji i retoryką propagandową.

Przeniesienie tego w przekaz uniwersalny, zrozumiały dla ludzi różnych tradycji i kultur - przy tym bez uszczerbku polskości, czyli istoty poruszanej materii – wymaga głębokiego i szerokiego kontekstu kulturowego i pojęciowego, skoncentrowanego wokół ideałów humanizmu i potrzeby wielostronnego wzajemnego porozumienia na wielu piętrach świadomości.

Jest jakaś sprzeczność - między oczekiwanym przesłaniem a potrzebną do jego artystycznej realizacji bazą pojęciową i mentalną. Jakakolwiek buźka – nawet najpopularniejszego aktorzyny - tego nie zastąpi.

Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka