Obłok Obłok
1337
BLOG

Zombie z młotami na Powązkach

Obłok Obłok Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 98

Piękne jest światło dobrego przykładu, ale co począć z przykładem zła? Człowiek może mieć za sobą dokonania chlubne aż tak, że ich pamięć składa się na walor tradycji wspólnoty, do której należał. Pamięć czynów wielkich patriotów składa się na tradycję narodu, która z kolei jest przedmiotem dumy i zbiornicą wartości kolejnych pokoleń. 

Tworzymy więc panteon wielkich Polaków - dla uwiecznienia postaci świecących dobrymi przykładami, z których możemy czerpać nauki "świętej miłości kochanej ojczyzny" (I. Krasicki). Prócz uczynków i przymiotów charakteru tych postaci czcimy także ich groby, które z miejsca pochówku doczesnych szczątek stają się swego rodzaju pomnikami, czyli furtami do powszechnej, narodowej pamięci. 

W tym ciągu zwyczajowym istnymi bramami do pamięci i kultywowania tradycji są nekropolie narodowe - a w polskiej tradycji bodaj najważniejszą są krypty wawelskie. Prócz nich nekropolie narodowe narastają, w drodze następstwa dziejów, na cmentarzach powszechnych, gdy pochówkiem na alejach zasłużonych kolejne pokolenia upamiętniają przywódców swojego czasu.

Bieda w tym, że groby na alejach zasłużonych są świadectwem zwycięskich tendencji politycznych i kulturowych na poszczególnych etapach historii narodu, zaś między historią a tradycją jest zasadnicza różnica. Historia to ciąg zaistniałych zdarzeń, opisanych tak jak przebiegały, tradycja to zbiór wartości ukształtowanych w tym ciągu zdarzeń. 

Zdarzenia historyczne nie podlegają selekcji na usuwalne i nienaruszalne - przynajmniej na gruncie prawdziwej nauki. Zapisane jest wszystko, co się zdarzyło i czego przebieg udało się zrekonstruować. Inaczej z tradycją - jej kształt i przesłanie są kształtowane ciągiem ocen, jakie pokolenia wystawiają swoim poprzednikom i ich dokonaniom. 

W tym ciągu ocen usuwamy z tradycji wzorce zachowań niegodnych pamięci i postaci okryte hańbą, gdyż tradycja ma być  zbiornicą wartości pozytywnych - wywiedzionych z zachowań godnych pamięci i z żywota postaci okrytych chwałą.  W tym sensie tradycja wywodzi się  z sumy ocen subiektywnych, podporządkowanych stanowi emocjonalnemu określanemu umiłowaniem ojczyzny.  
Jest to miłość ślepa  na doświadczanie zła i hańby, które stały się udziałem czy skutkiem pewnych działań narodu w jego historii - i dobrze - gdyż tradycje to także  źródło poczucia  sławy i chwały.

Rodzi się jednak pytanie czy miłość ojczyzny ma być "narzędziem porządkowania"  historii narodu przez usuwanie z opisu dziejów  faktów wstydliwych czy niegodnych, bądź usuwania  ze współczesności świadectw tych faktów. 
Jest to problem naszego stosunku do historii -  jako nauki opisującej zaistniałe fakty (historiografii) i poszukującej sensu dziejów (historiozofii). Tradycyjne - w sensie kulturowym - funkcjonowanie historii w świadomości społecznej polega na ustalaniu faktów(w tym Ich przyczyn i następstw), a następnie udostępnianiu  tej wiedzy wszystkim ludziom w procesie powszechnej edukacji. 

Edukacja, choć powszechna, jest skierowana do poszczególnych jednostek ludzkich - każda z nich czyni z przekazanej sobie wiedzy pożytek taki jaki chce. Znajomość historii może więc być elementem ogólnego obycia intelektualnego. Ułatwia wtedy pojmowanie (czyli indywidualne przyswajanie)  dorobku ludzkości (czy swojego narodu) - więc innych dziedzin nauki a także produktów cywilizacji takich jak prawo, literatura, architektura i sztuka. Historia otwiera także  drogę do głębszego rozumienia współczesnych obyczajów i norm etycznych, a w końcu - prócz wielu innych zastosowań - prowadzi do zrozumienia tożsamości zbiorowych, w tym takich jak tożsamości narodowe. 

Tożsamość narodowa może być bowiem odczuwana przez jednostkę w drodze emocjonalnego utożsamienia się z tradycją narodu i wtedy dotyczy to wyłącznie własnej ojczyzny. Jednak poznanie czy zrozumienie tożsamości innych narodów (choć i własnego) jest możliwe  dzięki procesowi intelektualnemu - a nie emocjonalnej negacji lub akceptacji. Tu historia - w pełni faktów, a nie wybiórczym bryku - jest nieocenionym kontekstem współczesności. 

Nasza historia jest całością, jaką dały nam dzieje. Aby zrozumieć naszą tożsamość nie możemy wykreślać z niej  żadnego, choćby najhaniebniejszego z zaistniałych epizodów. Tak się bowiem składa, że w naturze ludzkiej, także naturze zbiorowości, sacrum miesza się z profanum, dobro ze złem, a nikczemne ze wzniosłym. Jest to dziedzictwo każdego z nas i aby się wyzwolić z jego negatywnych aspektów  musimy zrozumieć skąd się wzięły. Prześledzić przykłady zła. 

Nie możemy uciekać od prawdy historycznej w tradycję, bo sztandar chwały uskrzydla, ale nie odrywa nóg od ziemi usianej pułapkami nieprawości i zakłamania. Gdy trafiamy na świadectwa haniebnych epizodów naszej historii winniśmy poświęcić im  im szczególną uwagę i zbadać, czy gdzieś w naszej mentalności nie zagnieździły się resztki idei sprowadzających naród na drogę  poddaństwa, a zwykłych ludzi do osobistej akceptacji stanu zniewolenia przez władzę.

Grób Bieruta na Wojskowych Powązkach jest - jak cały ten cmentarz - świadectwem historii. To świadectwo narastało w miarę postępu dziejów niejako naturalnie, odzwierciedlając to, co działo się wówczas z Polską. Groby zawsze pieczętują i wtedy też pieczętowały bieg historii, są bezwzględnym świadectwem swojego czasu. 

W tym sensie grób Bieruta nie jest ważny jako miejsce złożenia jego zwłok, ani nawet miejscem uczczenia jego osoby przez ówczesne, kadłubowe państwo polskie. W chwili śmierci (1956) Bierut nie pełnił już funkcji prezydenta (finał 1952), ani premiera (finał 1954). Był pierwszym sekretarzem partii, która właśnie pozbywała się jego dziedzictwa politycznego - czyli najgorszego z możliwych modeli bolszewizmu,  w jego skrajnie represyjnym, śmiercionośnym i katowskim wydaniu. 

Ten mało dostojny, ale jednak monumentalny nagrobek,  jest świadectwem pewnego kompromisu Polski z bolszewizmem. Kompromisu, który znajdzie - w pół roku po śmierci zbrodniarza - wyraz w haśle "socjalizm tak, wypaczenia nie". Naród w swojej masie przychylił się do zaciągnięcia zasłony niepamięci nad zbrodniami, które przybrały wymiar, ot betka, "wypaczeń". Tenże naród zaakceptował bez większych wahań ów "socjalizm", którego podwaliny budował na krwi Polaków Bierut. 

Tenże naród zgodził się, że "odbudowa Polski z ruin" jest dostatecznym uzasadnieniem dla katowni i egzekucji przeciwników politycznych władzy. Tenże naród dał się sterroryzować aparatowi przemocy w bolszewickim wydaniu, a późniejszy, "łagodniejszy" wymiar represji zaakceptował masowym donosicielstwem. W ten sposób  dobrowolnie i zarazem karnie Polacy poddali się sile "swojej", "ludowej władzy", która przecież wiedziała lepiej czego lud pragnie i jak ma zostać zorganizowany. 

Póki resztki tej mentalności zaświniają polskie tradycje wolności obywatelskich (liberum veto i "nic o nas bez nas"), póty grób Bieruta powinien stać nieruszony na Powązkach - jako przypomnienie autokracji władzy i przestroga przed nią. Grób Bieruta jest - w ujęciu historycznym - świadectwem patologicznej relacji między władzą a narodem. Relacji, w której władza zarządza posłusznym sobie narodem - przekonując w osłonie socjalnych ochłapów, że posiada ponadczasową wizję i rację polityczną. 

Nic tu nie ma do rzeczy dzisiejsze - to nie ja, to oni. Niezależne ośrodki monitorowały pseudo-wybory w peerelu - frekwencja w tym akcie posłuszeństwa rzeczywiście wynosiła ponad 95%. Gdyby wszyscy, którzy dzisiaj się odżegnują rzeczywiście nie poszli na pochody pierwszomajowe, to przed pysznymi trybunami przemknęłyby zaledwie nieliczne grupy partyjnych  aktywistów, a w paradne mundury górnicze  musieliby przebierać się ormowcy.

Rozwalenie grobu Bieruta nie wytrzebi z mentalności Polaków  bezkrytycznego serwilizmu wobec władzy, wciąż żywotnego tylko dlatego, że daje jednostce poczucie siły udziałem w jakiejś politycznej zbiorowości . Przeciwnie - usunie ze świadectw historii bolesne przesłanie o nas samych. Rozebrany grobowiec zniknie, ale czy tym samym zniknie z polskiej mentalności spadek po czasach, które zbrodniarz nazwiskiem Bierut zainicjował? 

A może wszystko ma wrócić do przeszłości, tyle że w dekoracjach z nowych symboli? Dlaczego niezłomnych przeciwników agresji bolszewizmu niektórzy nazywają "wyklętymi"? Niezłomność jako cecha obywatelska nie jest zbył miła władzy autokratycznej. 
Może w czyiś łbach kołacze się jeszcze "wyklęty powstań ludu ziemi" – to porywa za władzą, no nie?

Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura