Obłok Obłok
1560
BLOG

Niemcy

Obłok Obłok Społeczeństwo Obserwuj notkę 60

Jakże często, niewiele o kimś wiedząc, staramy się go sprowadzić do własnych kategorii pojmowania. Jesteśmy wtedy niczym słoń, który dziwi się patrząc na pająka - po co takiemu maleństwu aż osiem nóg, skoro mnie wystarczą cztery.

Rzecz jasna ludzie różnią się między sobą inaczej niż słonie od pająków, mają także znacznie więcej cech wspólnych. Mamy jednak nawyk podkreślania różnic między nami - tych oczywistych biologicznie (rasa, kolor skóry), ale przede wszystkim kulturowych ( w maksymalnie szerokim pojęciu tego słowa).

Światopogląd, wyznanie religijne, wykształcenie, przynależność etniczna, poglądy polityczne, pasje i zainteresowania, styl życia, gusty artystyczne i gastronomiczne - to tylko niektóre atrybuty naszej indywidualnej tożsamości, które odróżniają nas od innych jednostek, ale także tworzą podstawy do identyfikacji jednostki w jakiejś, odróżniającej się od innych, zbiorowości. Tak powstają tożsamości zbiorowe.

Polacy- katolicy o poglądach prawicowych (PP-K) będą się różnić od Polaków-katolików o poglądach liberalnych (LP-K) i relacje między obiema grupami mogą być bardzo różne, w zależności od punktu odniesienia. Wszystko to na nic, gdy wprowadzimy nowy atrybut - stosunek do spożycia alkoholu.

Zaraz powstaną dwie albo cztery nowe grupy - abstynenci i trunkowi jako podział pierwotny, lub PP-K trunkowi i PP-K abstynenci oraz podobnie zróżnicowani na dwie grupy LP-K-ów

Gdy postawimy po dwu stronach dwa zespoły muzyczne - z jednej kwartet smyczkowy, z drugiej kwartet rockowy - znowu się to wszystko jakoś inaczej podzieli...

Już nie chcę mnożyć podziałów wokół kolejnych atrybutów - prezentacja poezji a prezentacja samochodu, bufet wegetariański a mięsno-wędliniarski, brydż a szachy, eee...

Jak zawsze - trzeba zrezygnować z jakiegoś rysu własnej tożsamości, aby sprostać wymogom idealnej tożsamości zbiorowej, albo idealną tożsamość zbiorową ograniczyć do niewielkiej ilości wymaganych cech wspólnych.

W zasadzie wystarczyłby Polak-katolik. Bieda w tym, że w naszym pięknym nadwiślańskim kraju jest to tożsamość powszechna - zatem utożsamienie się z nią od nikogo nie odróżnia. Przecież nawet większość agnostyków czy innych lewaków mniej lub bardziej świadomie tkwi w obrębie tradycyjnych zwyczajów narodowych związanych z katolicyzmem, a na dodatek poczuwa się do polskości.

Może więc Polak- praktykujący katolik? No niby tak, ale przecież praktykowanie wiary to jej przejaw zewnętrzny, niejako demonstracyjny - nijak do zgłębienia czy przypadkiem nie jest fałszywy i koniunkturalny. A w ogóle to i polskość można demonstrować niczym maskę karnawałową, nasadzając na kijek biało-czerwony gałganek i żywo nim machając.

Nie da rady inaczej - fakt spełniania polskiej tożsamości trzeba potwierdzić czymś więcej niż tylko powierzchowną, ceremonialną demonstracją w publicznych rytuałach. W obecnym momencie naszych dziejów wśród wielu z nas panuje przekonanie, że prawdziwą polskość można potwierdzić aktem politycznym - czyli poparciem partii politycznej, której działacze najczęściej używają słów "polska" i "Polska".

Samo ustalenie takiej partii nie jest zbyt trudne - wystarczy prowadzić staranne wyliczenia. Obecny poziom informatyki zapewnia możliwość stworzenia takiego licznika, nawet z miernikiem natężenia głosu z jakim te "polska i "Polska" będą wypowiadane. Trochę więcej starań zajęłoby opracowanie algorytmu żarliwości i algorytmu wynikowego - ale nic to.Bierzmy się za taką maszynkę i sprawa załatwiona.

Jak już będziemy mieli partię o obiektywnie wyliczonym, najwyższym wskaźniku prawdziwej polskości, to wystarczy wprowadzić jawne wybory. Prawdziwy Polak postawi pod okiem komisji wyborczej ptaszka czy krzyżyk przy wyłonionej przez automat partii prawdziwie polskiej, czym potwierdzi swój status i tożsamość nie tylko przed Bogiem i historią, ale też przed Narodem ! Koniec z hejtem i trollowaniem ad personam - wszystko będzie jasne!

Będzie to nasz wkład w ginącą cywilizację europejską - ideę Europy narodów prawdziwych, a nie zniewolonych poprawnością polityczną. Nawet Niemcy to przejmą !

Dziś radzą sobie inaczej - płacąc krwią za swoją tożsamość narodową - a po co? Wykombinowali sobie, że jest jakaś przedziwna tożsamość zbiorowa definiowana przez staatsangehorigkeit, czyli przynależność państwową do Związkowej Republiki Niemiec – po naszemu obywatelstwo. Każdy kto je posiada, choćby i przybysz, jest Niemcem. Całkiem równoprawnym dla rdzennej ludności „Niemcem urzędowym”.

Nikt nie bada czy prawdziwym, czy udawanym. Każdego gagatka, któremu przyjdzie ochota osiedlić się w ich kraju przyjmują z otwartymi ramionami, tylko dlatego, że potrzebują roboli i żołnierzy. Trochę trwa „okres próbny” i bywa bolesny dla obu stron, ale ma to jakieś procedury. My zaś twierdzimy, że Niemcy powinni zamknąć połowę uniwersytetów czy innych takich tam i samemu wziąć się za podłą robotę, zamiast kombinować przy ciągłym ulepszaniu całkiem porządnych aut, wymyślaniu wysokich technologii i innych niepotrzebnych do życia pierdół.

Słyszę też, że Niemcy tworzą jakąś tam kulturę i sztukę czy inną literaturę - przesiąknięta, rzecz jasna, moralną zgnilizną. Gdyby pognali w pizdu tych wszystkich Turków czy innych muzułmanów i sami się wzięli za swoje śmieci i gówna, to od razu w tym trudzie odrodzili by swoją tożsamość Blut und Boden - krwi i ziemi ojczystej.

A tak - rdzenni Niemcy tolerują pod bokiem przybłędów i zakładają, że są w trakcie tworzenia całkiem nowej wartości cywilizacyjnej i społecznej. Twierdzą, że w wieloletnim procesie adaptacji przybyszów powstaną całkiem nowe, nieznane dotąd relacje wzajemne między różnymi grupami etnicznymi i gospodarzami kraju. Jacyś socjolodzy biedzą się nad perspektywami adaptacji przybyszów we wszechstronnych badaniach - zamiast wziąć się za łopaty i wybrać sobie przywódcę, który stworzy im lepszą przyszłość hop siup.

Są Niemcy pochodzenia niemieckiego i Niemcy pochodzenia tureckiego, perskiego czy polskiego. Czytam czasem, że ci rdzenni są ślepi, bo nie widzą oczywistości, że bramka strzelona w meczu reprezentacji piłkarskiej Niemiec przez Niemca pochodzenia tureckiego Mehuta Ozila jest bramką przynoszącą chwałę Turkom, a bramka strzelona przez Podolskiego to powód do naszej dumy - choćby ją strzelił w meczu przeciw nam.

Tak całkiem serio - 77 % ankietowanych Niemców spodziewało się (badania przed tragedią w Monachium), że nastąpią różne akty przemocy i terroru ze strony imigrantów. Oni po prostu się z tym liczą i wkalkulowali to w koszta przebudowy społecznej. Uwzględnili, że za nowy kształt narodu zapłacą swoją krwią - nie na polu bitwy, ale u progów własnych domów.

Ostatnia fala napływu imigrantów przekroczyła możliwości Niemiec - to nie był napływ, ale powódź. Została tam przyjęta jako zrządzenie losu, a jeden z moich niemieckich znajomych użył wprost określenia z kodeksu cywilnego - niespodziewane zadziałanie siły wyższej, czyli kataklizm. Nie ma zatem co rozważać, czemu rzecz się stała, ale trzeba sobie poradzić ze skutkami - stwierdził.

Nie krył też (powszechnego wśród Niemców) rozczarowania brakiem pomocy ze strony nowych krajów Unii. - Chcieliśmy od waszych rządów tylko otwarcia niewielkich zbiorników retencyjnych - mówił rozżalony. - Współczesne procedury azylowe trwają lata. Świetnie wiemy, że większość i tak trafi w końcu do nas, prosiliśmy tylko o tymczasowe przyjęcie nadmiaru, sami mogliście zostawić sobie rodzynki.

Ten brak solidarności scementował Niemców, a właściwie zdeterminował – skoro nie razem to samemu – bo to naprawdę dumny i silny naród. Oni po prostu wierzą, że Niemcy pochodzenia niemieckiego będą dominantą tworzenia współistnienia w jednym organizmie z Niemcami pochodzenia obcego. Zdają sobie sprawę, że to zmieni ich społeczeństwo i po części ich samych, ale się tego nie boją. Wiedzą, że weszli w długotrwały proces, w trakcie którego zdarzy się wiele krzywd i poniosą ofiary.

Niemcy nie są narodem upolitycznionym - wobec państwa mają określone wymogi i już. Struktura federalna jest klarownie wpleciona w kraje związkowe - ta codzienność nauczyła ich czytania obowiązków i kompetencji władzy na różnych szczeblach, stosownie do poszczególnych zdarzeń. Nie mają też rozwiniętego poczucia sprzeczności społecznych (między bogatszymi a biedniejszymi na przykład). Są za to fanatycznymi praktykami wielopoziomowego współdziałania. Ogromnie rozwinęli poczucie organicznych całości jako sensu nadrzędnego. I właśnie państwo federalne jest organiczną całością dla Niemców rdzennych i Niemców napływowych. Landy, powiaty i gminy, a nawet poszczególne ulice tworzą za to autonomiczne organizmy tworzące bardziej przyjazne, miękkie i otwarte tożsamości lokalne. Oddziaływanie na przybyszów jest zatem wielostronne i niekoniecznie rygorystyczne. Jest w nim tworzenie atmosfery tolerancji i zachęty do asymilacji, ale nie nachalnie.

Niemcy chętnie i z ciekawością wyzwalają się z uprzedzeń wywołanych obcością i stereotypami. Szukają porozumienia z osobą, człowiekiem - a nie jakimś "reprezentatywnym" Polakiem, Arabem, czy Turkiem. Chcą poznać człowieka, z którym akurat rozmawiają czy sąsiadują i przez niego poznawać nieznane. Dość ostrożnie, bez pośpiesznych uogólnień. Ileż to razy, już po nawiązaniu głębszej znajomości, słyszałem pytanie - czy wszyscy Polacy są tacy jak ty? Zawsze ze śmiechem odpowiadałem - na pewno wszyscy mają taką szansę.

Polacy mają problem z "prawdziwością" " polskości - tworzą i próbują rozwiązywać go w sporach o imponderabilia i przez polityczne definicje - co jest kompletnym absurdem, każącym powątpiewać w nasz potencjał narodowy. Więcej tu swarów i pustej gadaniny niż utrwalonych wartości, sporo też dziwnych lęków. Obcość i wrogość.

Rdzenny Niemiec nie ma takich problemów wobec swego rodaka - bo to przybysz jest Niemcem (na razie) "nieprawdziwym". Jednak ta oczywista „niepełna prawdziwość” nie jest powodem do wykluczenia. Jest wyzwaniem do pracy organicznej.

Być może, przy zetknięciu z obcą kulturowo imigracją, wielu Polaków bardziej by uwierzyło w siłę swojej polskości? Głębiej ją pojęło?

Polacy niewiele wiedzą o Niemcach - o ich stosunku do państwa, polityki, relacjach społecznych i mentalności. Posługujemy się stereotypami. Te powstają idiotycznie. Polacy ucierpieli w czasie wojny od Niemców. Byliśmy ofiarami. To prawda. Czy jednak z tego powodu są oni dziś naszymi oprawcami? Większość naszych opinii o Niemcach to trochę jak gadanina słonia o pająku, a może pająka o słoniu: 

- Taki on wielki, a ma tylko cztery nogi? Na pewno zaraz się przewróci, bo brakuje mu co najmniej jeszcze czterech, o potrzebie których nie ma pojęcia. 

Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo