Obłok Obłok
650
BLOG

Tragedyja - inwigilacyja !

Obłok Obłok Polityka Obserwuj notkę 18

Pan redaktor Igor Janke zdał dziś sprawozdanie ze swoich bojów o ujawniwenie kulis inwigilacji blogerów Salonu24. Fajne i smieszne, może jednak warte nawet ciut przydługiego komentarza.
 
Najpierw proste pytanie - na czym może polegać inwigilacja blogera? Samo śledzenie jego działalności publicznej (publicystycznej) mieści się w ramach tzw. białego wywiadu i nie jest czymś karygodnym.
Cóż w końcu złego, że ktoś czyta wszysto co napisałem w internecie. Podejmując się kontrowersyjnej publicystyki, w tym przeciwnej wobec poglądów, zamiarów czy działań aktualnej władzy muszę się liczyć z tym, że będę odbierany przez nią jako zagrożenie dla skutku jej kampanii propagandowych. 

W takim ujęciu studiowanie moich tekstów przez analityków zatrudnianych przez władzę  jest zrozumiałe i oczywiste - znajdujemy się po dwu stronach frontu propagandowego i ustalenia siły rażenia i metody walki przeciwnika  jest działaniem rozumnym, a nie karygodnym. 

Może sie jednak okazać, że w publicystyce podpieram się informacjami spoza powszechnego obiegu medialnego. Mogą to być ploteczki z zamkniętych środowisk, strzępy informacji zastrzeżonych, wreszcie informacje objęte prawnie nałożonymi klauzulami tajności. W tym ostatnim przypadku działania tajnych służb, próbujące ustalić źródło, z którego zaczerpnąłem informacji, są zwyczajnie uzasadnione. Skoro informacje tajne przeciekły do dziennikarza czy blogera, to równie dobrze mogły trafić do agenta obcego wywiadu i zostać wykorzystane w niejawnej grze przeciw Polsce - a nie w otwartym starciu publicystycznym. 

Wykorzystując  takie informacje w swojej publicystyce muszę się liczyć z tym, że rozmaite ABW zechcą wytropić żródło, z którego je pozyskałem. Rzecz jasna służby te wpierw zechcą poznać moją tożsamość (jeżeli jest ukryta za nickiem blogera), a następnie podjąć  inwigilację właściwą mojej osoby. Muszą ustalić grono znajomych czy też zakres kontaktów, które utrzymuję i kolejno to prześwietlać. 
Po prostu moja osoba staje się dla nich postawowym śladem do źródła przecieku. Wszystko to jest normalne i zwyczajne - nie ma o co kruszyć kopii.  Tak naprawdę jestem wówczas pionkiem, a celem tego polowania jest ten, który złamał gryf tajności i wypaplał mi sekretną informację. 
Czy władza ma prawo dochodzić źródła wycieku tajnej informacji do obiegu publicznego? Oczywiście - nie tylko prawo, ale wprost obowiązek - bo organy państwa są zobowiązane zachować szczelnośc dla matriałów tajnych, a prawo przewiduje kary za złamanie zasady szczelności przez urzędnika państwowego. Zadaniem służb jest paplę wykryć i postawić przed sądem. 

Jednak samo upublicznienia tajnej informacji jest momentem, w którym służby państwowe zbliżają się niebezpiecznie do granicy praworządności i często je łamią. Wynika to z różnicy znaczeń dwu słów - ujawnienie i upublicznienie. Ujawnia informację ten, który złamał nałożony na niego obowiązek zachowania tajemnicy lub wszedł bezprawnie. w posiadanie mateiałów zastrzeżonych (nie miał wynikającego z urzędu dostępu do materiałów objętych tajemnicą). 

Oczywiście - jako zawodowy publicysta - korzystam z prawa prasowego i odmawiam podania nazwiska osoby, która ujawniła mi tajemnice państwową (ale za to automatycznie przyjmuję na siebie podejrzenie, że ją wykradłem). Jako bloger nie mam tak jasnej sytuacji prawnej - bo nie jestem objęty przywilejami prawa prasowego. W obu przypadkach - chcąc dotrzeć do źródła przecieku - służby mogą wykorzystać zebrane w trakcie inwigilacji materiały o mojej intymności, by skłonić mnie do wydania informatora naciskami nieformalnymi (np. szantażem na tle obyczajowym). W takiej grze ze służbami trza mieć jaja, albo jej nie podejmować

Mogą posłużyć się też innym nadużyciem prawa i przypisać mi karalne ujawnienie tajnej informacji - mimo że właściwie ją tylko upubliczniłem, a ujawniła mi ją osoba mnie znana, lecz pozostająca w ukryciu. Tu, prócz jaj,  trzeba jeszcze dobrego adwokata. 

Z tego wszystkiego wynika tylko tyle, że rozmaici bezpieczniacy - bez względu na ustrój czy odcień polityczny aktualnej władzy -  to nie anioły, a publicysta powinien liczyć się z jakąś  opresją z ich strony, szczególnie gdy podejmuje trud monitorowania czy surowej oceny władzy. 

(Z próbą ustalenia ich tożsamości i inwigilacją muszą się liczyc również - rzecz jasna - ci, którzy w swoich komentarzach permanentnie grożą innym uzytkownikom zastosowaniem przemocy lub pozbawieniem życia. Tacy się zdarzają, niestety - ale to raczej kryminalny a nie polityczny aspekt problemu).

O ile jednak w powyżej opisanych sytuacjach wszystko jest mniej więcej jasne, to znacznie gorzej jest w sytuacjach, które określano pojęciem "polowania na czarownice". 
Publicysta może propagować poglądy inne niż propaguje władza i teoretycznie nic nikomu do tego. Funkcjonuje prawna zasada swobody głoszenia poglądów - jakie by nie były i której władzy się nie podobały. Pyskaczy opozycji kontrują pyskacze władzy i odwrotnie. 

Jednak w tej konfrontacji władza lubi przesadzić z jakąś tam racją stanu i dobrem państwa, którym - jakoby - poglądy głoszone przez niezależnego publicystę (blogera) mogą szkodzić. 

Blisko stąd do gry ze stosami, na których mają spłonąć czarownice - czyli płatni głosiciele poglądów wygenerowanych przez obce (dla władzy czy państwa) ośrodki opiniotwórcze. Widziałem to od dzieciństwa - gdy każdy pogląd przeciwny tzw. władzy ludowej miał inspirację zagraniczną, imperialistyczną czy z zaplutego podziemia.  Ba, mało tego - zakazane i karane było nie tylko głoszenie przeciwnych władzy poglądów, ale nawet ich słuchanie w audycjach radiowych nadawanych z zagranicy. 

Dziś sporo się zmieniło, ale dalej mniej lub bardziej mityczne "zagraniczne ośrodki wrogiej propagandy mącą w umysłach Polaków, a złe ziarno rozsiewają grupy zakonspirowanych sprzedawczyków". Oczywiście - otwarta wojna informacyjna jest faktem i rozgrywa się na wielu polach, z rozmaitych inspiracji. Mimo tego zawłaszczanie swojej racji jako jedynie słusznej, patriotycznej  i podlegającej specjalnej ochronie tajno-policyjnej przez jedną opcję polityczną to kompletny idiotyzm. 

Władza może jednak korzystać z pokusy wykorzystania w tej wojnie rozmaitych manipulacji tajnych służb - wykraczających dalece poza otwartą konfrontację informacji i poglądów. Może skorzystać - a nawet ostatnio skorzystała. Zaaresztowano jakiegoś lewaka z niszowej partyjki - ni to za szpiegostwo, ni to za "płatne rozsiewanie wrogiej propagandy". Powiało terrorem.
Skoro tak, to i tutejszy Salon będzie zapewne  dalej - jak za rządów PO/PSL - podlegał "białej" inwigilacji, bo być może tajne służby zechcą wykryć utajnionych płatnych głosicieli niesłusznych poglądów, a nalepiej ich zorganizowane grupy. Skoro jednak mają to być grupy dywersji propagandowej, to trzeba ustalić realne powiązania między poszczególnymi osobnikami, w sieci skrytymi za psudonimami blogerów i komentatorów.

Chciał nie chciał - trza rozpocząc właściwą, pełną inwigilację, a późnie przejść do restrykcji. Już dziś czytanie GW jest tu dla niektórych przestępstwem równym z niegdysiejszym słuchaniem Radia  Wolna Europa. Gdy okaże się, że dwu, trzech blogerów czytających GW zna się w realu, to już mamy zorganizowaną grupę dywersyjną i do paki z nimi. 

Gdyby zaś odoszło do tego, że paru tutejszych publicystów podziela i głosi niektóre poglądy z ruskich portali internetowych, a przy tym zna się osobiście (acz dla innych salonowiczów  tajnie),  to trza uchylić  zakaz stosowania kary śmierci i rozstrzelać to bydło w pierwszym lepszym sosnowym lesie, bez  czekania na wyroki jakiś tam durnowatych sądów. 

Trochę sobie pokpiwam, ale -  jak świat światem - dla politycznych dogmatyków inwigilacja jest złem, gdy służy władzy niechcianej, a dobrem jeżeli służy władzy przez nich pożądanej. Tymczasem służby, jak zawsze, działają w przestrzeni między władzą a całą społecznością rządzonych.  Przecież mogą monitorować i sekować nie tylko oponentów władzy, ale także, panie Igorze Janke, baczyć, czy odwieczni zwolennicy aktualnej akurat  ekipy władzy kochają ją dostatecznie żarliwie i pokornie. 

Wszyscy piszący - bez wyjątku i zawsze, bez względu na barwę władzy - jesteśmy potencjalnymi celami tajnych służb i warto sobie z tego zdać sprawę, gdy wszczyna się batalię o ujawnienie kulis choćby przeszłej inwigilacji  tutejszego Salonu. Daremna to batalia, choćby mogła w skutku czegoś tam dowieść, czy coś w kategoriach politycznych wykazać  Pismak jest zawsze śmieciem dla policmajstra, a tolerowany będzie  tylko wtedy, gdy zostanie kapusiem. Tu nic nigdy się nie zmieni. 

Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka