Obłok Obłok
720
BLOG

Strach i plany "dobrej zmiany"

Obłok Obłok Polityka Obserwuj notkę 28

I.
Wydarzenia polityczne są ujmowane w mediach jako wyodrębnione, pojedyncze  fantomy życia piblicznego. Coś się zdarzyło, jest news rejestrujący to zdarzenie - a na tej kanwie może pojawić się ciąg komentarzy. Z reguły komentarze startują z materii zdarzenia i odnoszą się do niego immanentnie, rzadziej umieszczają je i interpretują  w ciągu czy kontekście innych. 

Skoro więc zdarzyło się "sprawozdanie z audytu rządów PO/PSL" to komentarze dotyczą  formy i treści tego faktu i już. Na kanwie wielogodzinnego ciągu przemówień i zawartych tam  ogólników oraz szczególików można pisać, pisać i PiSać ...

Warto się jednak zastanowić z jakich powodów i w jakim celu władza zdecydowała się na tak ryzykowną imprezę - bo przecież dla bieżącej, około politycznej gry propagandowej rzecz cała była przyciężka i zbyt zróżnicowana w swoich poszczególnych partiach. Idea "dowalenia" poprzedniej władzy (która przecież i tak przegrała wybory) może być  celem samym w sobie tylko wtedy, gdy stojąca za starymi rządami ekipa partyjna stanowi realne zagrożenie polityczne dla obecnej władzy - a przecież niby tak nie jest, bo PiS rządzi niepodzielnie z "woli narodu". 

Ten "bilans zamknięcia" jest oczywiście bilansem otwarcia, ale to już było - niewiele nowego zostało powiedziane w porównaniu z ubiegłorocznymi kampaniami wyborczymi. Obecny rząd działa od pół roku według przedstawionego wcześniej programu i żadnej jego korekty nie przedstawiono.

Można całą imprezę traktować  jako "wielką księgę instrukcji" dla bojowników propagandowych obecnej władzy i taka interpretacja wnosi nieco sensu w całe zdarzenie. Rząd wchodzi do sejmu i przedstawia potężny katalog rozmaitych racji swego obozu politycznego - a cała ścieżka audio i video kolejnych wystąpień jest rejestrowana przez ekipę telewizyjną, prócz tego pracują jeszcze sejmowi stenografowie.

Ten zafundowany przez państwo zabieg  zastąpił żmudną pracę aparatu propagandowego partii rządzącej. Od chwili "audytu" wierne PiS-owi gaduły i pismacy nie będa musieli czekać na wytyczne "jak i o czym" - odpowiedni katalog inspiracji został sformułowany, zapisany i udostępniony (parę klików i stenogram sejmowy mamy przed oczyma - może dlatego nie było dyskusji po każdym wystąpieniu, ich zapisy utrudniałyby użytkowanie).

Ogrom wczorajszej gadaniny dotyczył niemal wszystkiego, a kolejne  podpunkty mogą inspirować pismaków przez dobre pół roku, a i tak nie wszystkie zostaną użyte. Reasumując - wczorajsze wystąpienia członków Rady Ministrów w Sejmie zainicjowały wielką kampanię propagandową PiS. 
A teraz trzeba przejść do meritum, szukając przyczyny i celu.

 
II.
Obecna władza nie ma lekko, bo jej plany przebudowy struktury państwa przerastają realną siłę większości sejmowej. Pierwsze próby demontażu - związane z Trybunałem Konstytucyjnym - przyniosły opłakany skutek. 
Na gruncie wewnętrznym spolaryzowały ogół Polaków. Wykluczający ducha porozumienia, zacietrzewiony, mający w programie bezwzględną walkę polityczną PiS nie przewidział skali rezonansu publicznego swoich zabiegów. Zwolennicy ciepłej wody, mimo że nadal mają ją w kranach, opuścili swoje łazienki i wyszli na ulicę w tłumnym proteście - a to w polityce nie jest zjawisko przez władzę pożądane.

Gorzej jeszcze, bo samorzutne z początku  protesty wyłoniły koordynującą je instytucję obywatelską. KOD stanął obok istniejących  partii politycznych nie wchodząc w ich wzajemne utarczki, a ostatnio wyszedł z ideą porozumienia między nimi - sam pozostając na aucie, a tylko przyjmując rolę katalizatora.

 Ostatnia manifestacja KOD-u stała się pod tym względem przełomowa - liderzy konkurujących ze sobą partii opozycyjnych stanęli obok siebie.  Był to dla PiS-u sygnał ostrzegawczy o wiele ważniejszy niż taka czy inna liczebność manifestacji. Szerokie porozumienie trzech opozycyjnych partii politycznych mogłoby w aspekcie wyborczym zagrozić PiS-owi w utrzymaniu władzy.

 Mamy w Polsce szczególną arytmetykę wyborczą  - preferującą wyraźnie silne komitety wyborcze. Pięknie ilustrują to ostatnie rozstrzygnięcia parlamentarne. Trzy partie -  PO, Nowoczesna i PSL  - zdobyły łącznie w głosowanie tylko 1% głosów mniej niż PiS (łącznie z Polską Razem i Solidarną Polską), ale ten jeden procent przełożył się  na ponad 50 mandatów różnicy.

Nie chodzi tu o kwestionowanie wyniku wyborów, tylko o mechanizm przeliczania - gdyby PO, Nowoczesna i PSL wystąpiły razem jak PiS, PR i SP, wówczas rozdział mandatów między obiema grupami partii kształtowałby się 219 : 218 na korzyść PiS, a nie 235 : 182  - jak to ma miejsce po starcie indywidualnym.  Innymi słowy - już samo porozumienie wyborcze - jeden wspólny komitet wyborczy dla kilku partii zmienia przy tym samym wyniku głosowania rozdział mandatów.

Widok Schetyny, Petru i Kosiniaka razem, a w perspektywie ich wspólny komitet wyborczy, to dla PiS-u być albo nie być u władzy. Oczywiście kolejne wybory ustawowo przypadają za 42 miesiące, ale tylko redaktory i redaktorynki z z programów info-news myślą o dniu dzisiejszym, nie próbując wybiegać myślą na trzy i pół roku naprzód.

Różnice dzielące partie opozycyjne nie są wielkie, a Platforma ma pośród nich jeden znaczny atut - rozbudowane i osadzone w samorządach silne struktury regionalne. Mimo, że PO stacza się na głównej scenie, to ciągle jest silną strukturą polityczną na poziomie podstawowym.  Główną przeszkodą w koalicji wyborczej partii opozycyjnych są względy ambicjonalne. PiS przećwiczył to ze swymi obecnymi przystawkami - ale z tych nauk może skorzystać opozycja.

Taka koalicja potrzebuje  konstruktora i czasu na zgranie. Czas jest - trzy lata jak znalazł.  Z liderem gorzej, ale trzy partie opozycyjne są dość otwarte na koncyliację i grę zespołową. Poza wykreowaniem w przyszłości  jakiegoś silnego lidera zjednoczonej opozycji jest jeszcze Tusk, który może za rok wrócić do Polski, a jest przecież niezwykle zręcznym graczem politycznym.

 W tym stanie rzeczy zainicjowany wczorajszym audytem "długi marsz" przeciw PO nie jest kopaniem leżącego, a tylko prewencyjnym niszczeniem wizerunku tej partii jako ważnej cząstki możliwej koalicji. Nie tyle idzie o samych dygnitarzy PO, bo dalsza czystka w ich gronie bardzo by się PO przydała, ale wykreowanie tak negatywnego wizerunku partii, żeby automatycznie obciążał ewentualną koalicję.  Rzecz w tym, żeby już w trakcie jej konstruowania taki mocno negatywny aspekt stanowił przeszkodę do porozumienia.


III. 
W PiS-ie nic nie jest trwałe, więc po "dobrej zmianie"  może nastąpić lepsza, a nawet lepsiejsza. Kiepska pozycja międzynarodowa Polski utrudnia rzecz jasna rządzenie, a zwłaszcza równoważenie budżetu, bo unijna perspektywa finansowa do roku 2020 nie jest dopięta - ba,  założenia o wysokości dotacji dla poszczególnych państw zostały przyjęte warunkowo, z możliwością zmian ustalonych kwot dla poszczególnych państw.

 Zły wizerunek Polski w Unii może przełożyć się na grube pieniądze, a raczej ich  brak.  W specyficznej konstrukcji obecnej władzy jest to problem rządu, który jednak nie jest głównym centrum decyzyjnym. Efekty pracy władzy ustawodawczej (awantury z TK) uderzają rykoszetem we władzę wykonawczą, co prowadzi do konfliktu zamiarów między "ideologami" a "pragmatykami".  Zarządzający tym wszystkim Kaczyński trzyma w ręku jednych i drugich na tyle, aby ten konflikt nie przerodził się w mniej lub bardziej otwarty spór w ugrupowaniu, tym niemniej zwolennicy zmian ustrojowych muszą się liczyć z aparatem wykonawczym i odwrotnie.

Wewnętrzna (i jakakolwiek)  równowaga nie jest w PiS-ie elementem pierwszorzędnym, jednak sterowanie państwem wymaga pewnej stabilności w określonych perspektywach czasowych - jedną z nich zakreślił Kaczyński mówiąc o rekonstrukcji rządu pod koniec tego roku (na co  vice Gliński zapiszcał z radości). PiS potrzebuje jakiejś zmiany wizerunkowej - przynajmniej na arenie międzynarodowej, bo w kraju, póki opozycja jest rozczłonkowana, status quo poparcia społecznego ma zagwarantowany.

 Biorąc pod uwagę dłuższą perspektywę czasową sprawę "pokojowej" rekonstrukcji rządu załatwiłyby przedterminowe wybory na przełomie 2016/17.  Ryzyko przegranej przy dzisiejszym stanie sceny politycznej jest żadne, a element zaskoczenia opozycji byłby dodatkowym atutem. W każdym razie PiS miałby wiele korzyści:
- możliwość przeformowania całego ugrupowania (np. wyautowanie bezużytecznego Gowina), korekty we własnej hierarchii partyjnej, powołanie nowego premiera i rządu w warunkach tzw. nowego  otwarcia i wreszcie zapewnione dłuższe o rok rządzenie. 

Kampania wyborcza sensu stricte byłaby króciutka, stare obietnice anulowane przez przemilczenie, efekt 500+ wykorzystany - to wcale nie są majaki, tylko pokłosie rozważań nad celem wczorajszego audytu. Przecież to przypominało w istocie rzeczy otwarcie kampanii wyborczej. Szeroki aspekt propagandowy obejmujący wszystkie dziedziny spraw publicznych z pewnymi politycznymi założeniami programowymi i jednocześnie uderzenie w opozycję. 

Wystarczy nastawić podporządkowane już media na permanentne (może i nachalne) podtrzymywanie narracji "audytu" - tak w całości jak i smacznych kąskach propagandowych, tak w bezwzględnym laniu chłopca do bicia jak i w akcentowaniu podjętej przez PiS misji naprawy. Taka półroczna kampania niewiele kosztuje, nie trza żadnych szydłobusów, nie kreuje się żadnego lidera. Potem już tylko z zaskoczenia rozwiązanie sejmu (są na to możliwości konstytucyjne bez zgody kwalifikowanej większości) i w miejsce "dobrej zmiany" nastąpi  "lepsza zmiana", ułożona całkiem po myśli Kaczyńskiego. 

Fikcja polityczna? Są przyczyny, jest cel i spodziewane korzyści. A zatem do boju o lepszą zmianę, drodzy PiS-meni - przynajmniej już wiecie po co była ta wczorajsza mega-gadanina. A może już przyzwyczailiście się do ciepłej wody w kranie i Boże broń - żadnych zmian w ukochanej władzy? 

Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka