Obłok Obłok
950
BLOG

Kto kupi Sikorskiego

Obłok Obłok Polityka Obserwuj notkę 24

Oczywiste, że pełna (podtekstowa)  narracja blagi Sikorskiego jest następującą: "Tusk chętnie by podjął sugestię Putina, ale wiedział, że jest nagrywany, więc odłożył tę rozmowę na inną okazję".

 
Mamy dwa aspekty tej sprawy.
 
Pierwszy to wykorzystywanie w dyplomacji nagrań poufnych rozmów, przez ich rozpowszechnianie w kręgach zamkniętych lub  publikowanie. Jak dotąd nie zdarzył się spektakularny przypadek takiego działania na arenie międzynarodowej i nie jest to praktyką. Kto jak kto, ale były minister spraw zagranicznych z siedmioletnim stażem wie to doskonale.   Oczywiste, że "strach przed nagraniem" to konfabulacja mająca umożliwić konkretną narrację insynuacji przez podtekst.
 
Drugi aspekt to możliwa reakcja Tuska. Jedyną właściwą byłoby podjęcie tematu. W takim przypadku przecież Putin musiałby rozszerzyć swoją myśl, a więc w jakimś stopniu "wygadać się" z szerszej argumentacji dla jednego zdanka. Tylko idiota nie skorzystałby z okazji poznania zamiarów, planów, czy nawet tylko sposobu myślenia liczącego się światowego polityka.  Moim zdaniem Tusk musiałby podjąc taki temat, a zbrodnią byłoby jego unikanie. Poznanie zamiarów i punktu widzenia przeciwnej strony w szerokiej,otwartej rozmowie to przecież sukces - o to w polityce chodzi.
 
Tyle tylko, że sugerowanym tłem dla ewentualnej rozmowy (Tuska z Putinem)  o rozbiorze Ukrainy miałaby być "zdrada ideałów wolnego świata" i "wspólne knowania zsowietyzowanej Polski z Kremlem". Samo podjęcie hasła "rozbiór Ukrainy" miałoby prowadzić na polityczny szafot.
 
 Tymczasem jest tak, że hasło "rozbiór" może być furtką prowadzącą na obszar problemów z Ukrainą i przejście przez nią wcale nie oznacza automatycznego przystąpienia do wyznaczania nowych granic. 
Sikorski pojechał prymitywnym skrótem myślowym, ślad którego znalazłem w  komentarzch do mojej wczorajszej notki o rozbiorze Ukrainy. Oto paru zacnych  komentatorów zaprezentowało tezę, że samo rozważanie rozbioru - nawet w kategoriach hipotezy politologicznej czy historycznej jest naruszeniem przyzwoitości czy poprawności, ma sprzyjać Moskwie  i dzieje się ze szkodą dla sprawy Ukrainy. Nie sądzę, aby tak było, szczególnie, jeżeli ten pretekst nie prowadzi automatycznie do akceptacji zmian granic, a tylko do szerszych rozważań nad Ukrainą.
 
Czemu i komu ma zatem służyć kreacja minionego siedmiolecia Polski jako kraju skrycie prokremlowskiego, którego premier, tylko przez zwykłą obawę przed nagraniem,  nie podejmuje "zdradzieckich knowań z moskiewskim satrapą" (ale wcale nie wiadomo, czy w innych okolicznościach nie knuje niecnie z Putinem - bez żadnych hamulców) ?
Czy jest to autokreacja Sikorskiego na jedynego w Polsce prawdziwego wroga moskali i podtrzymywanie w "elytkach" światowych jastrzębi swojej oferty na stanowiska w rozmaitych gremiach międzynarodowych ?
 
Nie chce mi się poddawać pod analizę działalności Sikorskiego na obu stanowiskach ministerialnych (MON w rządzie PiS-u, MSZ u Tuska) pod kątem skuteczności działań. Poprzestanę na ogólnej opinii, że był - moim zdaniem - ministrem miernym. 
Ważniejsze jest jednak pytanie, czy był eksponentem interesów Polski na zewnątrz, czy też eksponentem interesów zewnętrznych w Polsce. A może widział tylko właqsną karierę? 
Nie od dziś wiadomo, że Polska jakoś "uwierała" Sikorskiego. Głupawe tabliczki  "strefa zdekomunizowana" na płocie jego domostwa wręcz podkreślały jego świadome wyobcowanie  i przypisywanie sobie statusu specjalnego czy wyjątkowego.
 
Nie uważam niepohamowanej ambicji osobistej za cechę szczególnie złą, ale gdy zaczyna trącić karierowiczostwem to zaczynam mieć wątpliwości nad przydatnością takiego człowieka w służbie narodowi - a przecież służba narodowi jest (powinna być) istotą działań ludzi władzy.
 
Powierzanie Sikorskiemu ważnych stanowisk na błahych postawach uważam za kompromitujące dla naszych elit władzy. Szefem MON został na bazie legendy antysowieckiego bojownika u boku afgańskich talibów (he he he), a MSZ objął, bo znał angielski (he he he), a żona obraca się we wpływowych kręgach (he he he) międzynarodowego dziennikarstwa opiniotwórczego (he he he).
 
Cała ta historia Sikorskiego pokazuje, że gdy jakiś ptak pokała gniazdo, to wcale nie znaczy, że pokalał gniazdo naprawdę własne. Chobielin pozostał nietknięty, ucierpiała co najwyżej "strefa niezdekomunizowana",  czyli wszystko wokoło. Sikorski wystawił się na aukcję kandydatów na liderów jakiejś tam międzynarodówki - wolno mu. To, że zagrał przy tym polską racją stanu wcale mnie nie dziwi. Wydumał sobie nową etykietkę - jedynego sprawiedliwego w polskich zmaganiach z Moskwą - i czeka na propozycje. Oby nadeszły jak najprędzej - niech idzie, gdzie go chore ambicje niosą.
Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka